wtorek, 3 września 2013

Ten dupek który wszystko spalił

     -Chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju chłopcze.-powiedział staruszek wstając od stołu.
-Nie możesz mi teraz powiedzieć jak się stąd wydostać?-spytał Gintoki.
-Spokojnie! Jeśli się teraz dowiesz, to w ogóle nie zaśniesz z podekscytowania, a żeby się wydostać trzeba być między innymi wypoczętym!
-Czemu?
-Jutro ci powiem gówniarzu! 
-Dobra, dobra bo żyłka ci pęknie...
Wyszli z pięknego, ciemnego pokoju i przeszli przez korytarz. Ten dom był większy niż by się mogło zdawać. Podeszli do drzwi i dziadek powiedział:
-To będzie twój pokój. W środku są wszystkie potrzebne rzeczy. A łazienka jest naprzeciwko tego pokoju.-wskazał palcem na owe drzwi.
-Dzięki...a powiesz mi chociaż o co chodzi z tymi dzieciakami, które się biły?
-Jutro! Głuchy jesteś czy co?! Czasami wydaje mi się, że mam lepszy słuch od ciebie a mam o wiele więcej lat...-krzyknął po czym poszedł wgłąb korytarza i wszedł do swojego pokoju. Gintoki otworzył drzwi i wszedł do swojego pokoju. Było tam małe, pościelone łóżko. Kołdra i poduszka były koloru szarego. Szary-zielony...właściwie to miały kolor rzygów. Ściany też nie były za ładne. Brudne i popękane pomalowane na prawdopodobnie kremowy kolor. Jedno okno ze starymi, podartymi i zżółkłymi firanami
-Myślałem, że chociaż mój pokój będzie miejscem gdzie mógłbym się odprężyć...
Koło łóżka stał mały stolik nocny, na którym leżała piżama Sakaty i czyste, różowe bokserki w truskawki oraz szczoteczka do zębów i żel pod prysznic. Wszystko to było identyczne do rzeczy, które ma w domu. Wziął je i poszedł do łazienki, która okazała się być zupełnym przeciwieństwem jego pokoju. Czyste i zadbane, błękitne kafelki. Na suficie żyrandol z pięknymi zdobieniami. Dwie porządne kabiny prysznicowe plus ogromna wanna, która wyglądała raczej jak basen. Duży zlew i złocony kran. Na niemalże całej ścianie wisiało pokaźnych rozmiarów lustro. Ktoś tu chyba miał za dużo pieniędzy...
Czerwonooki zły na to, że głupi kibel jest ładniejszy od jego pokoju postanowił wziąć prysznic. Rozebrał się i już chciał otworzyć drzwiczki od kabiny ale zauważył, że na klamce wisi pająk.
-P-p-p-p-p-pająk?! Aaa! Spadaj! Idź sobie poszukać jakiegoś innego kibla! Nie wolisz iść do jakiejś seksownej panienki pająka?!-zaczął mówić piskliwym głosem.
-Poczekaj tylko! Idę po coś żeby cie zatłuc!
Odwrócił się od pająka i urwał kawałek papieru toaletowego i złożył go w kostkę by przygnieść tym tą kreaturę. Znowu odwrócił się w stronę prysznica ale nic tam nie zobaczył. Gintoki zaczął panicznie rozglądać się powiedział:
-Mój najgorszy koszmar się ziścił...Pająk zniknął...I co ja teraz zrobię...?Kto by pomyślał, że w takim fajnym kiblu znajdę takiego skubańca...Będę musiał się wykąpać w drugiej kabinie.
Wszedł do drugiej uważając czy nie ma nigdzie pająków i odkręcił ciepłą wodę. Umył się i ubrał. Kiedy umył zęby poszedł z powrotem do swojego brudnego pokoju i położył się na łóżku. Próbował zasnąć ale nic z tego. Ciągle myślał nad tym co stało się gdy demon go opętał. Doskonale wszystko pamiętał. To jak przyglądał się jego cierpiącym towarzyszom nie mogąc nic zrobić. To jak zranił Kondou i Hijikate...o Yamazakim, Soguo i Kagurze już nie mówiąc. Myślał o tym czemu kłótnia dwóch małolatów  zakończyła się próbą morderstwa. Myślał w jaki sposób może się wydostać z tego świata. To za dużo myśli jak na jeden wieczór. Przebrał się w swoje wyjściowe ubranie i po cichu wyszedł z domu. Za chatką znajdowało się małe jezioro otoczone drzewami tak, że ciężko było je znaleźć.  Postanowił tam pójść. Co dziwne nie wiedział gdzie ono się znajduję dokładniej a mimo to znalazł ją od razu. Zastanawiał się skąd w ogóle wiedział o istnieniu tego jeziora? Gdy dotarł na miejsce zauważył kobiecą sylwetkę stojącą nad brzegiem jeziora. Była odwrócona do niego plecami. Nagle usiadła i zaczęła płakać, słyszał jej cichy szloch. Gdy dostrzegł jej kolor włosów od razu wiedział kto to. Cicho podszedł bliżej i rozpoznał w niej Aoi. Podszedł jeszcze bliżej i usiadł obok niej. Dziewczyna przestraszyła się na jego widok i szybko otarła łzy udając, że nic się nie stało.
-Co tutaj robisz tępaku?-spytała ze złością w głosie.
-Nie mogłem zasnąć więc postanowiłem przyjść nad jezioro. A ty co tu robisz Aoi-chan?-odpowiedział Gin.
-Nie twój zasrany interes. Spadaj.
-Jesteś okrutna. Wiesz, w końcu to ja was uratowałem przed tym demonem, prawda? Powinnaś okazać trochę więcej wdzięczności. Powiesz mi czemu gdy kłóciłaś się z Yukio, on nagle chciał cię zabić?
-Nie twoja sprawa!-krzyknęła odwracając się do niego plecami.
-Staruszek i tak mi wszystko powie. Ale chyba będzie lepiej jeśli ty mi to powiesz prawda? A poza tym...to mój świat i mogę robić co chce..i kazać ci zrobić co chcę!-uśmiechnął się-Więc?
-Natrętny jesteś jak na taką łajzę. A co ja będę z tego miała?
-Powiem lub zrobię wszystko co będziesz chciała. Pasuję siusiu majtku?-odpowiedział z głupkowatym uśmiechem.
-Niech ci będzie dupku...ale pamiętaj! Zrobisz WSZYSTKO!
-Tak!-zapewnił Srebrnowłosy.
-Ci ludzie nie są moją prawdziwą rodziną. Moja prawdziwa matka to straszna suka. Kiedy miałam 5 lat sprzedała mnie do pobliskiego burdelu. Przed tym znęcała się nade mną i często wyrzucała mnie z domu na noc bo: 'Nie było by wtedy miejsca na mojego chłopaka a poza tym przeszkadzałabyś nam.' Ten jej chłopak był z nią tak naprawdę tylko dla pieniędzy i dlatego, że była łatwa. No więc kiedy mnie sprzedała uciekłam jakimś cudem. Przed domem tej suki było może z piaszczystą plażą i drzewami wokół niej, więc postanowiłam tam się schować. Żywiłam się resztkami pozostawionymi przez turystów i plażowiczów, których było tam jak na nieszczęście bardzo mało. Całymi nocami siedziałam przed jej domem i patrzyłam w jej okno, aż pewnej nocy spłonął.
-I co wtedy?-spytał zaciekawiony Gin.
-W pożarze zginęła matka i jej chłopak. Wszyscy w moim mieście uważali, że to ja to zrobiłam. Nazywali mnie czarownicą. Kiedy minęło kilka dni znaleźli mnie jacyś ludzie i zanieśli z powrotem do tego burdelu. Nie pozwalali mi z stamtąd wychodzić. Mogłam wyjść tylko do parku w którym był duży stawek. Zawsze gdy tylko mogłam chodziłam tam.
-Lubisz wodę prawda?-zaśmiał się czerwonooki
-No ba! I nie przerywaj mi zgredzie.
-Dobrze szkarado. Już milczę...
-Mam nadzieję łysolu. No więc gdy wracałam z powrotem pewnego razu cały burdel zaczął płonąć, zanim jeszcze do niego weszłam. Nikt oprucz mnie nie przeżył. No i znowu wszyscy nazywali mnie czarownicą. Potem trafiłam do sierocińca ale i on spłonął kiedy poszłam na spacer nad jezioro. Znowu wszyscy umarli. I tak było przez prawie całe kolejne 3 lata. wszystkie sierocińce, rodziny zastępcze i moje niańki stawały w ogniu. Wszyscy ginęli i tylko ja żyłam siedząc nad jeziorem lub morzem. Wtedy nikt nie chciał mnie już przyjąć. Umierałam z głodu i pragnienia leżąc na plaży, kiedy nagle znalazła mnie Levi-chan. Tylko ona się nie bała, że jestem czarownicą i spalę jej dom. Każdy jednak oprucz jej rodziny wyzywał i gnębił mnie. Mówili, że moje niebieskie włosy i oczy to przekleństwo.
-Hej, zaraz, zaraz...przecież ty masz czarne włosy...Ale nawet Yukio mówił wtedy coś o niebieskich włosach...O co chodzi?
-To dlatego, że je przefarbowałam farbą do włosów. Nienawidzę ich koloru. W ogóle to nienawidzę moich włosów.
-Jak się przyjrzeć dokładniej twoim włosom to widać niebieskie odrosty.-powiedział Gin przyglądając się jej włosom.
-Cicho! Długo ich już nie farbowałam bo Levi-chan mówiła, że to nie zdrowo w moim wieku tak często farbować sobie włosy.
-Aha! A to nie ty podpalałaś te domy prawda?
-Jestem głupia i wredna ale nie aż tak. O co ty mnie w ogóle posądzasz kretynie, co? He? Mam ci przywalić łysolu?!
-Ale ja nie jestem łysy idiotko!
-No i ogrze?
-Idź już lepiej spać!
-Sam idź! Ja jeszcze nie skończyłam opowiadać.
-To gadaj a nie marudzisz!
-Zdychaj! No więc wszyscy w mieście często mnie napadali i wyrywali mi włosy, rzucali we mnie kamieniami. Nie którzy chcieli mnie zabić albo wydłubać oczy. Levi-chan gdy tylko słyszała mój krzyk zawsze przychodziła mi na ratunek z jej bratem który umarł na gruźlice już długo przed moją śmiercią. Pewnej nocy, gdy byłam jeszcze mała nie mogłam zasnąć więc podsłuchiwałam rozmowę Levi-chan ze staruszkiem w sąsiednim pokoju. Dziadek to szaman i może zobaczyć i nawet czasami rozmawiać z duchami. Powiedział, że we śnie zobaczył nade mną ciemną postać. Powiedział jej, że to jest jakiś pradawny demon. To przez niego wszystko płonie. Ten dupek nigdy mnie nie opuści za życia bo podobno żywi się moją złością, nienawiścią i rozpaczą. Wracając do tego idioty Yukoi-srukio. On jest jej rodzonym synem i nigdy mnie nie zaakceptował. Zawsze wyzywał mnie od czarownic tak jak inni w mieście. No a teraz chciał mnie kretyn kompletny zabić, mimo, że jesteśmy duchami! Skumaj tego idiotę!
-Skoro jesteście duchami to dlaczego nie chciałaś żeby cię 'zabił'?
-Ponieważ gdy mnie zabije to pójdę do zaświatów a ja nie jestem na to jeszcze gotowa. Poszłabym do piekła a w najlepszym przypadku do czyśćca.
-Jak umarliście?
-Kiedy miałam 15 lat  Yukio zabił mnie razem z innymi mieszkańcami miasta. Ukamienowali mnie. Kiedy ten gnój wrócił do domu, zgadnij co się stało! Dom spłonął i wszyscy zginęli bo demon się rozgniewał, że Yukio zabił jego żywicielkę czyli mnie. Domy tych ludzi, którzy również we mnie rzucali też spłonęły.
-A pamiętasz może jak ten demon się nazywał?
-Jakoś Anun u Srama...,srama...rama...Nie pamiętam!
-Skądś znam imię podobne do tego...
-Teraz czas na twoją zapłatę łysolu!-upominała się Aoi.
-Cholera, całkiem zapomniałem o naszej umowie !
-Hehe! Ale wiesz co...przypomnij sobie imię tego demona, który cię tu uwięził.
-Podobnie do tego, o którym mówiłaś.
-No bo to ten sam imbecylu!
-Co ten sam!?
-No! No więc teraz słuchaj mojej prośby...
-Coś takiego...ten sam demon...-mówił sam do siebie Gin.
-Hej! Słuchasz mnie imbecylu?!
-Aha! No obiecałem...mów łajzo.
-Chcę żebyś opuścił ten świat razem ze mną szmaciarzu.
-Co?! Nie ma mowy! To w ogóle możliwe?!
-Obiecałeś! Kiedy stąd wyjdziesz wejdę w twoje ciało i pomogę ci.
-W czym mi pomożesz?
-Razem zniszczymy tego śmierdziela, który wszystko spalił.-powiedziała stanowczo.


wtorek, 20 sierpnia 2013

Szanuj starszych ludzi...

-Gdzie jestem? Jest tu ktoś ?!-zaczął krzyczeć.
Ruszył przed siebie. Kroczył po wydeptanej łące, z której nie wyrastały rośliny tylko stal. Stalowe bronie, wbite w ziemię lub porzucone, były brudne od krwi. To jednak nie wszystko. Na niektóre katany, wbite były ludzkie szczątki jak szaszłyki. Wszędzie pełno trupów i konających ludzi. Przyzwyczajony do tego widoku szedł dalej.
-Jest tu ktoś żywy?!-dalej wołał.
Zachodzące słońce świeciło mu prosto w twarz. Zdziwiony tym gdzie jest i jak się tu znalazł, postanowił poszukać jakiegoś miejsca na odpoczynek. Na skraju polany znajdował się mały, liściasty lasek do którego postanowił pójść. Słońce zaszło a srebrnowłosy nadal szukał dobrego miejsca. Kiedy przechodził pomiędzy drzewami usłyszał szeleszczenie. Zaczął się rozglądać ale nic nie zauważył. Znowu to usłyszał. Dźwięk dochodził zza jego pleców, odwrócił się szybko i zauważył, że krzak się poruszył. Zbliżył się do rośliny i uważnie jej przyjrzał. Może to po prostu jakieś zwierze? Już chciał odejść ale krzak znowu się poruszył. Wyciągnął przed siebie dłoń by rozchylić gałęzie. Gdy to zrobił ujrzał coś znajomego: Srebrne włosy...kurde, naturalna trwała...Jakieś dziecko.
Gin kucnął i powiedział:
-Możesz wyjść.
Dziecko nawet się nie poruszyło. Patrzyło na niego pustym wzrokiem. Znajomym wzrokiem. Czerwone oczy pozbawione blasku, nie było w nich ani trochę szczęścia czy nadziei. Nie było tam nawet smutku. Pozbawiona jakichkolwiek uczuć, zapomniana przez wszystkich i zagubiona duszyczka. Gdy tylko zauważył ten wzrok, od razu wiedział z kim ma do czynienia.
-Heh...gdzie ja do cholery jestem?!
Chłopiec również zauważył ich podobieństwo. Gintoki kucnął przed nim i uśmiechając się lekko powiedział:
-Hej...możesz śmiało wyjść. Nic ci nie zrobię. Jesteśmy tą samą osobą więc...
Nagle mały, srebrnowłosy wybiegł z krzaków i schował się za drzewem, patrząc się cały czas na Gina.
-Nie uciekaj.-powiedział podnosząc się i podchodząc do niego.  Chłopiec schował się jeszcze bardziej a gdy Sakata chciał podejść bliżej, nagle znikąd wyskoczył zza zarośli jakiś facet z kataną w ręku. Chciał zaatakować małego ale Gin mu nie pozwolił. Bez używania swojego bokutou i z niezwykłą szybkością oraz zręcznością złapał dłoń wojownika i wyrwał mu broń, przykładając ją do jego gardła.
-Nie przerywaj. Tu dzieją się ważne rzezy, której twój mały rozumek nie ogarnia, więc spadaj stąd a jeśli nadal nie pojmujesz to będę musiał cię sprzątnąć. Rozumiesz?-powiedział stanowczo ale spokojnym i niewyrażającym żadnych uczuć głosem. No może oprócz lenistwa.
-Giiiiń!!!-krzyknął napastnik i rzucił się ma mężczyznę. Z całej siły próbował uderzyć go w twarz ale Gin skutecznie unikał ataków z palcem w nosie. Dosłownie.
-Masz ostatnią szansę. Odejdź albo to będzie twój koniec.-powiedział łapiąc go za gardło.
-Zdychaj!-krzyknął po czym kopnął go w brzuch.
Sakata puścił go i odsunął się kawałek po czym wbił katanę prosto w serce mężczyzny. Ten jeszcze przez chwilę szarpał się ale, w końcu upadł na ziemię i umarł. Gdy było po wszystkim, spojrzał na młodego. Widząc, że patrzy się na niego wielkimi oczami, wyrzucił broń i wytarł brudną od krwi rękę w liść drzewa.
-Nic ci nie jest?-spytał.
-Jesteś silny-odpowiedział chłopiec cicho.
Gintoki podszedł do niego i spytał:
-Gdzie jesteśmy? I czemu jest nas dwóch?
-To dobrze, że jesteś silny. To jednak nie takiej siły obecnie potrzebujesz.-odpowiedział ignorując jego pytanie.
-Jaka siła?-spytał zdziwiony.
-Choć.-powiedział łapiąc go za rękę i prowadząc przez gąszcz.\-Dokąd idziemy?
-Zobaczysz.
Szli tak przez las z jakieś 15 minut. Doszli do starej chatki, która wyglądała na opuszczoną. Podeszli do drzwi, od domu a chłopiec zapukał w nie. Po chwili otworzył im niewysoki staruszek z bardzo długą brodą. Miał zielone oczy i był łysy. Na jego pomarszczonej twarzy widniał szeroki, szczery uśmiech.
-Ooo! W końcu cię znaleźliśmy!-powiedział głośno staruszek przykładając swoją laskę do czoła Gintokiego.
-Dziadku co chcesz z nim zrobić?-spytał mały.
-Zobaczymy...chodźcie.-odpowiedział.
Odsunął swoją laskę i wszedł do swojego mieszkania a za nim goście.
-Hej, dlaczego tu przyszliśmy? Co to za staruch?-szepnął samuraj do chłopca.
-Jaki staruch?! Chcesz dostać laską przez łeb?! Ach ci ludzie...Zaraz się dowiesz!-powiedział staruszek zanim odpowiedziało dziecko.
Przeszli przez korytarz i weszli do dużego pokoju. Na środku stał ciemny, drewniany stół a naokoło niego siedziały cztery osoby. 3 kobiety i 1 facet. Wszyscy pili herbatę a gdy zauważyli, że mają gości odstawili  ją i popatrzyli na nich.
-Witaj! Czekaliśmy na Ciebie bardzo długo Gintoki-sama.-powiedziała uśmiechając się młoda kobieta o ciemnofioletowych, lekko kręconych włosach i piwnych oczach.
-Dzień dobry...yyy....powie mi ktoś, w końcu co się tutaj dzieje?
-Pomyśl przez chwile tępaku.-odpowiedziała dziewczynka o długich, prostych, czarnych włosach i niebieskich oczach. Miała na oko 15/16 lat, może nawet mniej.
-Zachowuj się Aoi! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś się tak nie odzywała?! Za karę nie zjesz jutro kolacji! Gintoki-sama przepraszam za nią...
-Ojej daj dziecku żyć! Młoda jest, musi się wyszaleć! A poza tym ty też jesteś już irytującą z tą kulturą. Jak to młodzi mówią-wrzuć na luz Levi! Oh, witaj jestem Hilda ale mów do mnie babciu.-przedstawiła się starsza, niska kobieta z siwymi, gęstymi włosami spiętymi w koka. Ma piwne oczy i okulary z okrągłymi szkłami.
-No ale babciu...tak nie wypada. Jak musiał się poczuć Gintoki-sama? Martwię się o nią...nikogo nie słucha...
-Dajcie spokój...Aoi nic nie przemówi do rozsądku więc po co się spinać? Nie hałasujcie już tak, próbuje zasnąć...-powiedział chłopak z krótkimi, jasnymi blond włosami i niebieskimi oczami. Wyglądał na 17latka.
-A ty się nie odzywaj nie pytany gnido!-wykrzyczała Aoi.
-Ja mam imię sklerotyczko.
-Yukio-srukio, pasuje tępoto?
-Zejdź ze mnie brzydulo!-odgryzł się blondyn.
Rozwścieczona czarnowłosa wstała od stołu i rzuciła się na Yukoi. Walnęła go z liścia w twarz i krzyknęła:
-Stul ryj!
-Dobra przepraszam! Zostaw mnie...no przeprosiłem przecież! Złaź! Bo zaraz wyrwę ci te ohydne włosy i wydłubie te puste oczy!-krzyknął chłopak.
-Ty szmaciarzu...-powiedziała cicho.
-Tą twarz ci też oszpece!
-Obyś tylko zdychał w cierpieniach gnoju...
-Co? Hej Levi-chan! Babciu pomocy! Ja nie chce umierać!-zaczął krzyczeć jak poparzony z prawdziwym strachem w głosie.
Wyciągnął nóż z ciasta, które stało na malutkim stoliczku i złapał dziewczynę  za włosy. Ta nie mogła się wydostać. Yukio szaleńczo zamachnął się nożem i pewnie podciął by jej gardło gdyby nie zainterweniował staruszek i Gin. Starzec złapał Aoi i odsunął ją od napastnika a srebrnowłosy zabrał chłopakowi nóż i położył go brzuchem do podłogi, złapał go za nadgarstki i położył je na jego plecach obezwładniając go.
-Spokojnie, nie szarp się tak.-uspokajał Yukio.
-Ale ona...ona powiedziała, że mam zdychać i...i...i...-próbował się usprawiedliwić ale przerwał mu dziadek:
-Zawiodłem się na tobie Yukio. Myślałem, że jesteś inny, że rozumiesz. To są tylko kłamstwa wymyślone przez głupich ludzi. Przecież Aoi nie zrobiłaby czegoś takiego...gdyby mogła oczywiście...
Niebieskooka cała zapłakana i roztrzęsiona, uwolniła się z objęć starca i wybiegła z pokoju płacząc.
-Dziadku...I co teraz?-spytała przerażona Levi.
-Hmyy...-jęknął-możesz już go puścić.-powiedział do Gina.
-Dowiem się, w końcu o co tu chodzi?-spytał samuraj puszczając blondyna.
-Choć za mną chłopcze. Pójdziemy do pewnego pokoju...Levi, mogłabyś zrobić nam herbatę?
-Dobrze dziadku.-odpowiedziała fioletowowłosa.
-I teraz masz swoje ''wrzuć na luz''.-powiedziała do babci.

Srebrnowłosy i staruszek wyszli z pomieszczenia i powoli skierowali się do innego, większego , choć ciemniejszego pokoju ze zdobionymi złotem ścianami. Był piękny i bardzo, bardzo ciemny. W środku stał stół a na jego środku pozłacana świeca.
-Proszę, usiądź.
Gintoki usiadł przy stole a przed nim dziadek.
-Co chciałbyś wiedzieć najpierw?-spytał uśmiechając się.
-Gdzie ja jestem? I czemu jestem tu też ja z przeszłości? I kim jesteście, skąd znacie moje imię i co to było przed chwilą? Czemu ten chłopak chciał ją zabić?!
-W momencie gdy tamten demon Anung un Rama przejął twoje ciało, twoja świadomość została przeniesiona do tego świata. To jest twój świat i możesz robić tu wszystko czego zapragniesz. Możesz nawet zmienić porę dnia czy nocy. Wystarczy, że pomyślisz o jedzeniu a ono od razu się pojawi...(rozmarzył się biedak XD)
-Serio? Oi, mówisz poważnie staruszku?
-Jaki staruszku?! Ja ci zaraz dam staruszku! Młodzieniaszkiem jeszcze jestem!-zaczął krzyczeć.
Gintoki patrzył na niego swoim rybim wzrokiem dłubiąc w nosie.
-Nie stresuj się tak bo zaraz twoje stare zawory popuszczą!-odpowiedział.
-Jestem przygotowany na takie rzeczy! Zawsze mam ubraną pieluchę, Ha!
-Dobra...kontynuuj jeśli nie musisz jej teraz zmienić...
-Yhym,yhym-zakaszlał-no więc możesz robić tu wszystko i...i...i...Zzzzzzzz-usnął
-Hej dziadku? Obudź się! Bo spóźnisz się do szkoły...-mówił niecierpliwie Gin.
-Hej! Staruchu obudź się, nie mam całego dnia!-krzyknął.
-Ja ci zaraz dam staruszku!-krzyknął budząc się z drzemki i walną go w głowę swoją laską.
-Dziadku...mógłbyś do cholery nie zasypiać i opowiedzieć mi wszystko...?-odpowiedział sztucznym, miłym głosem Sakata.
-Wybaczam. No więc to twój świat. Ten świat powstał na bazie twoich wspomnień. Czyli na przykład ciebie z przeszłości. A my jesteśmy duchami, które uwolniliście razem z tamtą rudą dziewczyną.
-To wy!??-krzyknął zdziwiony.
-Nie drzyj się!-skarcił go i uderzył laską w brzuch.
-Chcemy wam bardzo za to podziękować,gdyż wygrywając w zabawę w chowanego uratowaliście nas. Jest nas bardzo dużo więc inne duchy wybrały naszą rodzinę, abyśmy ci jakoś pomogli w ramach wdzięczności.
-Jak mogę się stąd wydostać?-spytał podekscytowany Gintoki odzyskując nadzieję-Aha i co z tymi dzieciakami które się pobiły?
-Jutro wszystko ci wytłumaczę, zaczyna się robić późno. Ale ostrzegam cię! To nie jest łatwe wydostać się stąd!
-Spokojnie. Już ja dam radę i skopię dupsko temu głupiemu demonowi!


********************************************************************
Mam nadzieję, że się podoba. :). Pisałam to tak długo,że myślałam, że się prędzej zestarzeje niż to dokończę XD.
Tym razem postaram się dodać nową notkę w standardowym czasie czyli w ciągu około tygodnia.
Pozdrawiam!




piątek, 16 sierpnia 2013

Ehhh...brak weny i motywacji...

     Przepraszam za takie duże opóźnienie z nowymi notkami ale...no po prostu nie mam weny! Pisze i pisze ale jakieś głupoty mi wychodzą albo coś nudnego i bez sensu...
Mam zamiar zakończyć to opowiadanie gdy tylko skończę ten wątek. Nie mam motywacji...mój wierny fanie, gdzie jesteś? Hej Niki? Ehh, a poza tym to wyniki w mojej ankiecie mówią same za siebie. 1 głos na to, że blog jest fajny (dziękuje Niki :)) a 2 na to że mogłoby być lepiej...
Mam mało wyświetleń w porównaniu z innymi blogami tego typu. Nie wiem co jest źle w moim blogu i nie wiem co mam poprawić ;(.
Kolejna notka (tym razem związana z opowiadaniem) ukaże się w następnym tygodniu.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Bądź świadom tego co robisz

     Zura i Elizabeth poszli zająć się strażą by móc bezproblemowo wydostać się z budynku gdy będzie już po wszystkim.
     Hijikata odciągnął nieprzytomnego Yamazakiego od opętanego Gina. Ranny został przebity na wylot przez drewniany miecz srebrnowłosego. Oprócz tego ma połamaną lewą nogę i wiele innych poważnych obrażeń. Toshiro kazał Okicie zająć się rannym a potem im pomóc jeśli będzie to konieczne. W między czasie Kondo próbował powstrzymać Gintokiego walcząc z nim. Czerwonooki z łatwością parował jego ataki z psychodelicznym uśmieszkiem na ustach.
-Co odbiło temu kretynowi?-spytał Hijikata.
Kagura  wszystko opowiedziała od momentu pojawienia się dziewczynki do przyjścia Shinsengumi.
-Cholerny drań! Chce załatwić wszystko samemu.-odpowiedział przyłączając się do walki.
Shinpachi również chciał uratować szefa Yorozuyji ale nie w taki sposób. Nie chciał by walczyli.
-Nie możemy z Nim walczyć!-krzyknął.
-Nie znasz jego prawdziwej siły. Pewnie nigdy jeszcze nie walczył przy was na całego. On jest maszyną do zabijania podobnie jak i my-Shinsengumi, z tą różnicą że jest silniejszy. Teraz gdy nad sobą nie panuję, zabiłby nas w sekundę jeśli nie będziemy czujni.-odpowiedział mu Toshiro.
-Ale...-chciał zaprotestować okularnik ale przerwał mu Demoniczny Wicedowódca.
-Idź do tej dziewczyny i pilnuj żeby się nie wtrącała.
-No dobrze...-zgodził się i podbiegł do trzęsącej się Kagury.
-Hej, a gdzie podziała się tamta kobieta?-spytał Soguo przyłączając się do bitwy.
-Całkiem o niej zapomniałem...Pewnie już zwiała, cholera!-powiedział Kondo.
-Hej Kagura-chan? Co się stało?-spytał frajer.
-To n-n-n-nic...tylko t-t-t-tak jakoś mi z-z-z-zimno.
-Hmy? Przecież jest tu ciepło...może to przez Twoje rany i przez tą maszynę, o której mówiłaś?
-Może...
-Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.-pocieszał ją, chociaż jemu samemu przydałoby się jakieś dobre słowo. Widział jak niebieskooka patrzy ze smutkiem na pokrytego krwią Gintokiego.
-Shinpachi...?-spytała
-Tak?
-Wydaje mi się, że moja parasolka została koło tej maszyny...możesz jej poszukać dla mnie?-to co powiedziała było prawdą lecz nie powiedziała tego by ją odzyskać. Chciała żeby okularnik spuścił z niej wzrok i odsunął się.
-Dobrze-poszedł po przedmiot.
Kiedy był już wystarczającą daleko, Kagura podbiegła do Gintokiego. To co zobaczyła sprawiło, że spłynęła jej łza po policzku. Wszyscy oprócz opętanego byli wyczerpani i ranni, podczas gdy dewiant oprócz drobnych zadrapań i ran poniesionych przez tamtą kobietę trzymał się zadziwiająco dobrze. Jej smutek rozpoczął się dopiero wtedy, gdy Okita atakując Sakatę wbił swój miecz w jego otwartą dłoń którą się zasłaniał. Gdy chciał wyciągnąć broń, srebrnowłosy zranioną rękę zacisnął na stali nie pozwalając jej wyciągnąć, po czym wbił swój bokutou w jego brzuch. Na domiar złego zamiast go wyciągnąć, przekręcał go w ranie raniąc go jeszcze bardziej. Kagura nie mogła w to uwierzyć. Człowiek który jest dla niej jak drugi ojciec i chłopak do którego coś czuję, walczą ze sobą i to w taki sposób.
Soguo z całej siły wyjął swój miecz i przeciął nim klatkę piersiową opętanego. Gintoki kopnął go w brzuch i wyjął swoją broń, po czym zadał cios bokutou prosto w twarz brązowowłosego. Okita nie pozostał dłużny i wymierzył atak w jego bark. Gin mocno krwawił ze wszystkich swoich ran, podobnie jak jego przeciwnik. Czerwonooki złapał się za ramię i oblizał swój miecz brudny od krwi chłopaka.
Hijikata chciał skorzystać z okazji i zaatakować, ale drogę zastąpił mu Soguo dając do zrozumienia, że to jego walka. Czarnowłosy zrozumiał i odsunął się.
Sadysta zaczął zasypywać gradem ciosów Gintokiego raniąc go. Kiedy już miał zadać ostateczny cios w serce, bezsilnemu chwilowo samurajowi, Kagura złapała miecz Okity raniąc sobie palce i kopnęła go tak, że odsunął się na półtora metra.
-Co ty wyprawiasz chińska dziewczyno?!
-Nie miałeś go zabijać a mu pomóc!-odpowiedziała.
-Pomagam. Wiesz czemu odważył się przyjąć tego ducha? Bo wierzył w nas. Wierzył, że ktoś go powstrzyma. On dobrze wiedział, że to oznacza śmierć. Uszanuj Jego wolę.
Rudowłosa odwróciła się do niego plecami i uderzyła srebrnowłosego w twarz. Zaczęła bić go w brzuch krzycząc:
-Obudź się głupku! Śmierdzący leniu! Czemu to zrobiłeś? Obudź się! Obudź proszę...-zaczęła płakać. Nie używała całej siły ale jego twarz zrobiła się sina a z jego uśmiechniętych ust płynęła krew. Zamknęła oczy i zwiesiła głowę waląc go w pierś, opierając się czołem o jego klatkę.
-Głupku...
Gintoki złapał ją za włosy i podciągnął do góry. Chciał ją uderzyć ale zaatakowali go gliniarze. Z łatwością uniknął ich ataku i z wielką siłą zaatakował. Jego ruchy były chaotyczne ale skuteczne. Zanim się zorientowali leżeli powaleni na podłodze. Jego ciosy były tak potężne, że nie mogli się podnieść ani nawet ruszyć palcem. Opętany nadal trzymając Kagurę za włosy, przyłożył do jej policzka prawdziwą katanę, którą ukradł od Kondo.
-Co by tu najpierw odciąć? Może noś? Albo ucho...a może palce?-powiedział przykładając ostrze do poszczególnych części ciała dziewczyny. Naciął jej delikatnie gardło i zlizał krew z broni. Uderzył ją w bok rękojeścią ze śmiechem. Kagura zaczęła kaszleć, a uczucie zimna powróciło.
-Proszę Gin-chan...ocknij się.-mówiła.
Gintoki puścił ją i złapał za podbródek mówiąc:
-Zabić cię? Czy nie zabić? Ja mam chyba na co innego ochotę...
Pchnął ją tak, że upadła na podłogę. Czerwonooki kucnął i pochylił się nad nią. Złapał ją za nadgarstki lewą ręką a prawą opierał się o podłogę. Dziewczyna leżała i patrzyła przerażona na Sakatę, ze strachem w oczach. Gin uklęknął nad nią tak, że znajdowała się między jego kolanami. Prawą rękę położył na jej brzuchu a niebieskooka spytała:
-Co robisz...?-bała się że chcę zrobić to o czym ona myśli.
-Mam takie ciało pierwszy raz od dłuuugiego czasu i chcę się zabawić.-powiedział spokojnie a jego uśmiech zniknął.
Wsunął rękę pod jej 'spódniczkę' ale nie zdążył zrobić nic więcej bo Shinpachi kopnął czerwonookiego w bok. Sakata wstał i powiedział:
-Jak możesz Shinpachi-kun? Jesteś okrutny.
-Cicho bądź! Oddaj nam prawdziwego Gin-sana!-krzyknął
Okularnik podniósł z ziemi drewniany miecz, który srebrnowłosy wyrzucił gdy ukradł prawdziwy od Kondo i wymierzył nim w samuraja. Ten targnął się na życie czarnowłosego. Frajer ledwo zablokował atak i niepewnie zadał cios. Atakował i atakował ale Gin nie musiał nawet używać broni by unikać ostrza. Mężczyzna walnął w twarz chłopaka lewą pięścią i zaczął się śmiać.
-Jak to możliwe, że taki silny człowiek zadawał się z takimi słabymi dzieciakami jak wy!
Brązowookiemu połamały się okulary i spadły mu z nosa przez co nie widział wyraźnie.
-Niee! Shinpachi połamałeś się! I co teraz?-krzyczałą Kagura
-To moje okulary a nie ja! Czy chociaż w takiej poważnej sytuacji mogłabyś spróbować być poważna?!
-Haha...-zaśmiał się Gin. Ale nie był to śmiech demona tylko prawdziwego Gintokiego.
Oboje spojrzeli na swojego szefa ale nadzieja od razu zniknęła bo Sakata złapał Shinpachiego za włosy i kopnął go kolanem w brzuch a kiedy ten schylił się z bólu, kopnął go w twarz. Potem przeciął mu nogę mieczem tak, że upadł. Zaczął kopać go po plecach i głowie. Kagura widząc to szybko wstała i złapała Gina za ramię i odciągnęła go z całej siły. Srebrny szybkim ruchem przebił jej bok i zachichotał.
-Proszę...-przytuliła go i wyszeptała mu do ucha.
Nagle coś pękło w czerwonookim. Po policzku spłynęła mu łza a ręce zaczęły się trząść. Niebieskooka zauważyła to i pogładziła go po głowie. Sakata wyciągnął miecz z rany i wyrzucił go. Spojrzał na swoje brudne od krwi ręce i zakrył nimi twarz trzęsąc się i odsuwając od dziewczyny. Spojrzał na nią jeszcze raz zza palców i uciekł. Wykorzystał nadludzką siłę demona i wskoczył na dach robiąc dziurę w suficie. Usłyszeli dziwny śmiech jakiejś kobiety. Powiedziała:
-Za 4 dni demon całkowicie się odrodzi hahaha! Zginiecie wszyscy!
Nikt jej nie widział. Kagura pomogła podnieść się okularnikowi a kiedy już doszedł w miarę do siebie pomogli pozbierać się Shinsengumi. Mocno ranni i poobijani podeszli do Yamazakiego, który leżał ledwo żywy. Potrzebował natychmiastowej opieki medycznej. Kondo złapał go za ręce i zarzucił na plecy. W milczeniu wyszli z budynku drogą, którą wcześniej oznakował Hijikata by móc wrócić do wyjścia. Nie mieli problemu ze strażą ponieważ Zura i Elizabeth się z nimi rozprawili i poszli gdzieś bez słowa. Po opuszczeniu budynku Shinpachi powiedział:
-Gin-san odzyskał świadomość 2 razy na chwilę. To może oznaczać, że jeszcze możemy Go uratować. Mamy 4 dni według tego co mówiła ta kobieta.
-Pewnie masz rację. Spróbujemy odnaleźć kryjówkę w której się teraz znajduje. Wy wyleczcie rany i odpocznijcie. Shinsengumi się tym zajmie.-odpowiedział Kondo.
-Dobrze, dziękujemy.
Razem poszli do najbliższego szpitala gdzie opatrzono im rany a Yamazakiego wzięto na blok operacyjny. Gdy wszyscy otrzymali pomoc medyczną, lekarze kazali im zostać na noc w szpitalu ale oni nie posłuchali i uciekli. Kagura i Shinpachi poszli do domu Gintokiego i dopiero teraz rudowłosa odezwała się:
-Skąd się tam wzięliście?
-Ja i Katsura-san szukaliśmy Ciebie i Gin-sana kiedy nagle zauważyliśmy jakieś dziwne postacie na drugim końcu korytarza. Gdy podeszli bliżej nas usłyszeliśmy dziwne stukanie. Okazało się, że to był odgłos stukania tabliczki Elizabeth-san. Razem z Nią było też Shinsengumi. Elizabeth-san sprowadziła ich by nam pomogli. Znaleźliśmy was po czyichś krzykach. Nawet nie wiesz jak się zdziwiłem gdy zorientowałem się, że nikt nie goni Katsury-san a on nie ucieka! Zawsze byli jak mysz i kot a tera...
-Shinpachi.-powiedziała poważnym głosem Kagura.
-Tak?
-Jutro wyruszamy na poszukiwania.
-Tak!



Gdy Shinsengumi doszli już na miejsce Soguo powiedział:
-I co teraz? Trzeba będzie znaleść szefa prawda?
-Cholerna racja.-odpowiedział Kondo.

wtorek, 30 lipca 2013

Nie zawsze samodzielnie podjęte decyzję są dobre

Srebrnowłosy obudził się z wielkim bólem głowy. Powoli próbował otworzyć oczy ale jakieś silne światło mu w tym przeszkadzało. Kiedy w końcu je otworzył po wielu męczących próbach, nie wiedział co się dzieje. Widział wielką maszynę przypominającą kształtem  aparat zdjęciowy na stojaku. Maszyna świeciła na jakąś dziewczynę, która była spięta łańcuchami. Dopiero gdy to zobaczył, poczuł że on również jest skrępowany. Jago ręce zostały przypięte łańcuchami do sufitu, a nogi do podłogi w taki sposób że Gin musiał klęczeć lub kucać. Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę i zobaczył, że była to Kagura. Jej głowa zwisała bezwładnie. Nie miała na sobie swojego czerwonego, chińskiego stroju tylko jakąś szmatę przewieszoną na biodrach, a biust miała przewiązany czymś na podobe bandaży. Rudowłosa obudziła się i podniosła głowę oraz otworzyła oczy mrużąc je. Zaczęła kaszleć krwią. Z nosa i uszu zaczęły sączyć się cienkie, czerwone strużki. Znowu zakasłała po czym wymiotowała. Z jej wymęczonej i spoconej twarzy można była wyczytać, że bardzo cierpi.
-Co się dzieje? Czemu ona się tak męczy i czemu jesteśmy związani?-myślał czerwonooki.
-Kagura!-zawołał
Ona się tylko odwróciła w jego stronę i zobaczył, że płacze. Światło, które na nią świeciło zaczęło się coraz bardziej rozjaśniać. Kagura coraz bardziej cierpiała i płakała. Zaczęła krzyczeć i głośno szlochać.
-Hej! Kagura!-krzyczał Gintoki próbując z całych sił się uwolnić. Łańcuchy były zbyt mocne. Niebieskooka znowu zwiesiła głowę tracąc przytomność, a maszyna wyłączyła się i światło zgasło.
-To była twoja przyjaciółka, prawda?
Usłyszał kobiecy, pociągający głos.
-Kim jesteś i co z nią zrobiłaś suko?!
-Spokojnie. Po co te wyzwiska?
-Odpowiadaj!
-Skoro tak ładnie prosisz...Zapewne wiesz, że jest amanto a dokładniej Yato prawda? Jest niewyobrażalnie silna, tak jak inni z jej klanu. Ma ona jednak ogromny talent i potencjał. Może w przyszłości być w stanie pokonać nawet swojego brata...
-Skąd tyle o niej wiesz?!
-Haha-zaśmiała się jak lalunia.-mam źrudła. Wracając do tematu...Jest bardzo silna. Ale jej klan ma pewnął słabość. Nie mogą długo przebywać w świetle słońca. Używając tej lampy, która doskonale imituje promienie słoneczne osłabiłam ją na tyle aby móc bez problemowo wyssać jej energię za pomocą tych łańcuchów. Jej siła fizyczna i psychiczna, jej wiedza, energia życiowa...wszystko to będzie moje.
-Po co ci to?-spytał Gintoki.
-Widzisz tą kamienna tablicę?-spytała.
Spojrzał na pękającą tablicę, stojącą na kamiennym, niewysokim i małym stole.
-Widnieje na niej napis, który obecnie możesz przeczytać tylko ty. Jeśli wypowiem te słowa, będę wstanie wskrzesić jednego z najsilniejszych demonów.
-Ale co do tego ma ona?! I czemu tylko ja mogę to przeczytać?
-Spójrz na niego.-powiedziała.
Z ciemności wyłoniła się ciemna postać. To był ten, który porwał Gina. Od razu go poznał.
-To jest tylko mała cząstka tego potężnego demona, które są rozsiane na całym świecie. Żeby go wskrzesić potrzebuję jakąś żywą istotę, która mogłaby pełnić funkcję jego żywiciela, a prościej mówiąc pojemnika. Demon musi przejąć czyjeś ciało tuż po wskrzeszeniu by się zregenerować. Jest jednak jeden problem. To nie może być byle jaki człowiek. Musi to być ktoś, kto umie przeczytać napis. Próbowałam stworzyć w laboratorium taką istotę, lecz nikt się nie nadawał. Zwabiałam tutaj ludzi szukających pieniędzy pod pretekstem testowania szczepionki. Wszyscy jednak okazywali się być zbyt słabi na przyjęcie mego Pana. W końcu znalazłam ciebie.
-To po co ci Kagura?
-Wiem, że żebyś przeczytał mi to co jest tam napisane muszę cię szantażować. Jeśli nie będziesz współpracował, tak wymęczę tą dziewczynę ów maszyną że zginie w męczarniach. Więc...co wybierasz? Och! Zapomniałabym o jeszcze jednym.-powiedziała wyłaniając się z mroku.
Była zgrabną, młodą kobietą, hojnie obdarzoną  przez naturę. Nosiła czarne buty sięgające jej do kolan na obcasie. Miała ubraną ciemnoczerwoną miniówę (bardzo krótka spódniczka jakby ktoś nie wiedział ;)) i ciemnofioletową bluzkę z długimi rękawami, która sięgała jej do pępka. Rękawy były stanowczo za długie ponieważ sięgały jej do kolan. Twarz również miała ładną. Czarne, proste i długie włosy oraz duże, niebieskie oczy. 
Podeszła do czerwonookiego, tak że ich twarze dzielił zaledwie centymetr.
-Za podjęcie prawidłowej decyzji czeka cię nagroda...przystojniaku.-powiedziała namiętnie.
Złapała go delikatnie za policzki. Jej ręce powędrowały na jego ramiona. Swoimi nienaturalnie długimi i ostrymi paznokciami rozcięła rękaw jego Yukaty. Zsunęła ją z jego ramienia i rozpięła jego strój. Wszystkie jej ruchy były zmysłowe i pełne wdzięku. Zaczęła dotykać jego umięśniony brzuch i schodziła coraz niżej. Już chciała rozpiąć jego rozporek ale Gintoki kopnął ją z kolana w brzuch.
-Spadaj! Nikt cię nie chce to puszczasz się z każdym? Widzę że wygląd to nie wszystko...-powiedział.
-To bolało...jak mogłeś? Szkoda...-powiedziała nadal pociągająco, trzymając się za brzuch. 
Jej pomalowane na czerwono paznokcie zatopiły się w jego brzuchu tam, gdzie powinna znajdować się rana zadana przez ducha gdy go porwał. Samuraj plujnął krwią a kobieta zaczęła rozcinać jego brzuch od wewnątrz swoimi paznokciami. Wyciągnęła rękę i drasnęła delikatnie skórę na jego policzku mówiąc:
-Więc przeczytasz czy nie?
Srebrnowłosy spojrzał na nieprzytomną Kagure i powiedział:
-Przysięgasz, że ją uwolnisz gdy to przeczytam?-spytał wymęczony kaszląc krwią. Nie miał już nawet sił by mówić.
-Czy te oczy mogą kłamać?-spytała uśmiechając się.
Gintoki spojrzał na nią wyczekująco.
-Dobra, dobra. Przysięgam, że ją uwolnię. Pasuje?-powiedziała kładąc rękę na swoje serce.
-I tak ci nie wierzę ale nie mam innego wyboru...-powiedział zamykając oczy-ale czemu tylko ja mogę to przeczytać?
-Taka osoba rodzi się raz na około 500 lat. W chwili gdy wybrałeś drogę samuraja i postanowiłeś walczyć przeciw amanto, demon wybrał cię na swojego pośrednika na tym świecie. Zabiłeś niezliczoną ilość ludzi i kosmitów. Twoje ręce są splamione krwią. Ten który nigdy nie zaznał miłości i spokoju. Ten któremu wszystko odebrano. W sumie to nie wiem czemu wybrał akurat ciebie. Może to dla tego, że zabijanie jest dla ciebie niczymś zupełnie normalnym, na porządku dziennym? Dziwie się czemu masz tylu przyjaciół. Masz serce zimniejsze niż nie jeden kryminalista. Jesteś okrutny wiesz? Jesteś mimo wszystko gotowy poświęcić się dla tej niewinnej dziewczyny?
-Pokaż tą tablicę.-powiedział spokojnym głosem.
Nie wiedział czy to co teraz ma zrobić jest słuszne, czy będzie to jego największy błąd. Wiedział jednak, że musi uratować za wszelką cenę tą dziewczynę. Musi chronić jej uśmiech i życie. Ale może ona ma rację? Może nie zasługuję na przyjaciół? Przecież jest mordercą. Kto by pomyślał, że tak się przywiąże do tych wkurzających gówniarzy.
-Już się robi!-odpowiedziała uśmiechając się kobieta.
Podniosła tablicę i podeszła do niego. Sakata uważnie przyjrzał się znakom i powtarzał w myślach dziwne słowa, które wyczytał. Po kilku minutach spojrzał na nią i powiedział:
-Dziwne te słowa.
-Nieważne! Powiedz mi już jego imię!-jej gracja zniknęła ustępując miejsca gniewowi i niecierpliwości.
-Jednak nie jesteś taka opanowana jakby się wydawało...he.-powiedział starając poprawić sobie humor.
Spojrzał na wymęczoną twarz Kagury. Zdawało mu się, że poruszyła powiekami ale od razu wmawiał sobie, że to tylko jego wyobraźnia.
-Czytaj albo ta smarkula zdechnie!
Patrzył teraz znowu na jakieś dziwne znaki, których nigdy wcześniej nie widział, a mimo to doskonale wiedział co oznaczają. Wahał się. Nie chciał wskrzesić demona, który mógł być niebezpieczny dla całego świata. Wtedy jego poświęcenie dla Kagury poszłoby na marne bo i ona by umarła. Nie chciał jednak by przez niego niebieskooka umarła i to w tak okrutny i bolesny sposób. Postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Powiem to, demon mnie przejmie a Kagura i Shinpachi razem z Shinsengumi i innymi, powstrzymają mnie. Wierzył w nich, to jedyne co mu obecnie pozostało. Otworzył usta i chciał już powiedzieć pierwszą literę ale przerwał mu krzyk rudowłosej.
-Nieee! Nie musisz tego robić dla mnie! Jeśli umrzesz to nic nie będzie już takie samo! Będę szczęśliwa jeśli Ty będziesz żył...-rozpłakała się, tym razem ze smutku.
-Ale Ty musisz żyć. Nie ważne, że teraz tak mówisz. Jeszcze znajdziesz szczęście w życiu. Gdy postanowiłem zostać samurajem pogodziłem się z myślą, że w każdej chwili mogę zginąć. Wolałbym umrzeć w taki sposób niż zadźgany na śmierć na polu walki.-powiedział uśmiechając się łagodnie.
-Gadaj już!-niecierpliwiła się czarnowłosa.
-Anung un Rama.-powiedział cicho napis z tablicy.
-Wreszcie! A teraz możesz pożegnać się ze swoim nic nie wartym życiem!
-Gin-chan! Nie!-krzyczała Kagura.
Kobieta wbiła swoje paznokcie w jego brzuch i od razu wyciągnęła dłoń. Zakrwawionymi palcami przejechała po kamiennej tablicy i powiedziała donośnym głosem imię demona. Gintoki zakaszlał krwią i spojrzał na zapłakaną twarz niebieskookiej.
-Anung un Rama! Mój Panie! Ja, Twoja uniżona służąca pragnę Cię wskrzesić za pomocą tego niegodnego śmiertelnika!-mówiła pokazując dłonią na czerwonookiego.
-Gin-chan...czemu!? To nie tak miało być!-rozpaczała dziewczyna z klanu Yato.
-Heh...wybacz ale...będziesz żyła...a...to jest...teraz naj...najważniejsze...-ledwo co mówił srebrnowłosy.
W wielkiej sali, w której się znajdowali zrobiło się jeszcze ciemniej a z nieba zaczął padać deszcz z piorunami.
Cząstka demona którą wcześniej zawołała kobieta, podeszła do srebrnowłosego i złapała go za włosy i podciągnęła do go do góry tak mocno, że łańcuchy pękły. Gintoki był tak wysoko, że nie dosięgał stopami do podłogi.
-Nie! Gin-chan! Zostaw go! Głupku z naturalną trwałą! Nie daj się!!! Proszę...-krzyczała najgłośniej jak tylko umiała.
-he...narazie...-powiedział do Kagury zamykając oczy i uśmiechając się. Jego oczy wyrażały jednak smutek i ból.
Ciemna postać wbiła swoją rękę w jego klatkę piersiową i zamieniła się w czarną ciecz. Płyn zaczął wsiąkać w Gina przez jego wszystkie rany. Gdy demon został całkowicie wchłonięty, potwór przejął nad nim kontrolę. Opętany zaczął tarzać się po podłodze, zaczęły targały nim spazmy. Walczył z duchem ale od samego początku był zdany na klęskę, ponieważ był zbyt wyczerpany fizycznie i psychicznie. Z jego ust, uszu i nozdrzy zaczął wypływać ten sam płyn tworząc kałużę. Nagle do pomieszczenia weszło 7 osób. Zura, Shinpachi, Hijikata, Kondo, Okita, Yamazaki i Elizabeth.
-Co wy wszyscy tu robicie?-spytała Kagura okularnika.
-Spotkaliśmy ich po drodze. Później wytłumaczę,teraz musimy Cię uwolnić. Co się dzieję z Gin-sanem?-spytał Shinpachi.
-Demon Go opętał! Pomóżcie mu!-prosiła.
-Kondo-san pomożecie nam?-spytał go fajtłapa.
-Sogou, uwolnij dziewczynę a my złapiemy tą kobietę i zobaczymy co da się zrobić z samurajem.-wydał rozkaz Isao zgadzając się na udzielenie pomocy.
-Już się robi.-powiedział idąc w stronę Kagury.
-Szybko! Muszę mu pomóc!-krzyczała.
Okita uwolnił ją, a dziewczyna od razu zaczęła biec. Ten jednak złapał ją za nadgarstek i przyciągnął ją do siebie.
-Puszczaj świnio!-zaczęła się szarpać.
-Nie pójdziesz tam.-odpowiedział przyciągając ją do siebie jeszcze mocniej.
Rudowłosa zaczerwieniła się lekko. Byli trochę zbyt blisko siebie.
-Nie puszczę cię. W tym stanie zrobiłabyś sobie tylko krzywdę...nie zrozum mnie źle...jesteś zbyt słaba i tyle...-powiedział lekko zakłopotany brązowowłosy.
Czy to możliwe? Ten sadysta się o mnie martwi? Czyżby on mnie...?-myślała patrząc mu w oczy.
Rozmyślanie przerwał jej krzyk Gintokiego, który kąpał się w krwi ledwo żywego Yamazakiego, przenoszonego przez Hijikate jak najdalej od opętanego.

poniedziałek, 22 lipca 2013

Śmiech potrafi zarażać jak grypa

     Kagura szła dalej przez ciemne pomieszczenie, bojąc się o zdrowie jej przyjaciół. Bała się też, że to co porwało Gintokiego może ją zaatakować.''A co jeśli te stwory uwolniły się?'' myślała dziewczyna. Po krótkiej wędrówce zobaczyła duże, metalowe drzwi. Były zamknięte na kłódkę ale co to jest za problem dla członkini klanu Yato? Z łatwością wyłamała drzwi dwoma kopnięciami z uśmiechem na ustach. Uśmiech ten szybko zniknął gdy zobaczyła całkowitą ciemność, a do jej uszu dobiegły dziwne szepty. Usłyszała słowa mężczyzny:
-Zagrasz z nami w grę? Jeśli chcesz żyć zagrasz. Chcesz żyć prawda?
-Kim jesteś?!-krzyknęła Kagura przyjmując bojową pozę.
-W tym świecie jestem nikim. Wszyscy są nieważni. Zagrasz w chowanego?
-Nie mam czasu na zabawy! A poza tym nie jesteś trochę za stary na takie zabawy?-powiedziała po czym wbiegła w ciemność nie spuszczając gardy.
Biegła i biegła ale do niczego nie dobiegła. Stanęła w biegu i odwróciła się w stronę drzwi, które powinny być daleko za nią jednak były tylko 3 metry od niej.
-Zagramy w chowanego? Pobaw się z nami.-powiedziało dziecko, którego nie widziała.
Rudowłosa znowu zaczęła biec. Kiedy się zmęczyła znowu obejrzała się za siebie.Tym razem nie było tam już drzwi tylko ciemność."Dziwne" pomyślała. Przestraszona zaczęła biec, a dziecko ciągle pytało:
-Zagrasz z nami? Chcesz zobaczyć karnawał śmierci? Jeśli nie chcesz stać się jedną z nas, zagraj.
-Nie!!!-wykrzyknęła przerażona i zaczęła iść, gdyż nie miała już sił. Poczuła silny ból w prawym w prawym ramieniu. Spojrzała na swój bark i zobaczyła krew. Sączyła się dość mocno i nie chciała przestać. Teraz nie miała już siły nawet iść, ale nadal próbowała jak najszybciej wydostać się z tej ciemności. Dziwiła się czemu jej rana nie zagoiła się od razu, tak jak zawszę. W jej klanie to była norma, że rany goiły się w natychmiastowym tempie. Spocona i wycieńczona, trzymając się za bark stanęła i znowu odwróciła się. Zobaczyła coś jasnego ale nie wiedziała co to gdyż wszystko mazało jej się przed oczyma. Upadła i ostatnie co zobaczyła resztkami sił, była świeca z napisem: Kagura.
Straciła przytomność.

                                                                    ***

     -Cholera! Jak tylko ten patyk się dopali to będzie po mnie! Gdzie jest ta głupia świeca!? Nie mogę zostać w ciemności bo te idiotyczne duchy mnie zabiją!-krzyczał zrezygnowany i zły Gin.
Rozglądał się we wszystkie strony i jedyne co zobaczył to ciemność i brud. Została jeszcze tylko jedna zapalona lampa, która słabo świeciła i co chwile gasła i zapalała się. Sakata podszedł do niej i spojrzał na patyk, który trzymał w ręce. Był już spalony w 3/4. Po chwili spalił się całkowicie a gdy to się stało lampa również zgasła. Podbiegł jak najszybciej do drzwi, które obrał sobie wcześniej za cel, dopóki gnijący facet mu nie przeszkodził. Otworzył je i zobaczył swoją świeczkę, która stała na stole, na środku dziwnego pomieszczenia. Wyglądało ono jak piwnica z jakiegoś horroru. Podbiegł do świecy ale gdy jego ręka znajdowała się kilka centymetrów od celu, lewa strona brzucha tak go zaczęła boleć, że cofnął dłoń i skulił się na podłodze z bólu. Gdy spojrzał na swój bok zobaczył, że cały jest we krwi. Podwiną ubrania a gdy zobaczył swój brzuch przestraszył się. Jego wcześniej zabliźniona rana wyglądała jakby była zadana dopiero kilka godzin temu.
-Co? Przecież już się zagoiło wcześniej! Jak to możliwe?!-pytał na głos sam siebie.
-Szkoda. Dopiero co zaczęliśmy a ty już straciłeś świecę.-powiedziało dziecko.
-Przegrałem?! Ale jak to? Nie było mowy o tym, że bawi się ktoś jeszcze! Ten wisielec mi przeszkodził!
-Masz rację. Nie powinieneś jednak mówić o rzeczach związanych ze śmiercią takich jak to co powiedziałeś ''Ja się zabije''. Może to przywołać niektórych z nas. Masz ostatnią szansę. Złap mnie hihihihi~
Gintoki opierając się o stół na którym stała jego świeca wstał. Podniósł ją i powiedział zrozpaczony:
-Niech ktoś mnie znajdzie, błagam!
Szedł zgięty trzymając się za bok w stronę wyjścia. Gdy chciał otworzyć drzwi, zobaczył przez malutkie okienko w drzwiach, że ktoś jest po drugiej stronie. Szybko je otworzył i zobaczył małą dziewczynkę w czerwonej sukience. Miała blond włosy związane w dwa kucyki. Dziecko zaczęło biec na boso przez korytarz, a za nią srebrnowłosy.
-Hej! To ciebie mam złapać? Czekaj! Ciebie szukam? W takim  razie powiedz mi swoje imię!-krzyczał samuraj.
-Powiem jak mnie złapiesz!
Kiedy już prawie ją miał, młoda otworzyła drzwi które znajdowały się na drugim końcu korytarza i walnęła go nimi w głowę. Gintoki upadł na ziemię ale od razu wstał nie zważając na ból w lewym boku oraz na twarzy i ruszył za nią. Słyszał ciągle jej słodki, niewinny śmiech. Znajdowali się teraz w korytarzu jakiegoś starego i wielkiego domu. Ludzie którzy w nim mieszkali musieli być obrzydliwie bogaci. Korytarz miał ściany koloru ciemnoczerwonego ze złotymi zdobieniami a na podłodze leżał długi zielono-czerwony dywan z czarnymi frędzlami po bokach. Na ścianach wisiało pełno portretów przedstawiających głównie mężczyzn ale kobiety też się zdarzały. Z czasem kiedy srebrnowłosy biegł, obrazy  stawały się coraz bardziej stare i przerażające. Na obrazach zaczęły pojawiać się szkielety i martwi ludzie. Starał się na nie nie patrzeć ale ''one'' patrzyły na niego. Każdy wodził za nim wzrokiem. Kiedy dziewczynka skręciła w boczny korytarz na prawo, Gintoki nie wyrobił na zakręcie i przewrócił się. Gdy wstał zamiast blondwłosej zobaczył Kagure.
-Gin-chan! W końcu kogoś znalazłam! Gdzie byłeś?!-krzyczała niebieskooka rzucając się na samuraja i uściskując go ze łzami szczęścia w oczach.
-Skąd się tu wzięłaś?!-spytał ją lekko zszokowany Gintoki.
-Kiedy zobaczyliśmy, że Ciebie z nami niema Eli-chan (Kagura tak mówi na Elizabeth) poszła Cię szukać a ja razem z chłopakami szłam dalej. Weszliśmy do takiego laboratorium i były tam takie potwory zamknięte w akwariach. Potem sufit się zawalił...znaczy ja go zawaliłam...ale niechcący...no nieważne, no i sufit się zawalił i oddzielił mnie od reszty. Kiedy szłam dalej jakieś głosy chciały zagrać ze mną w chowanego, potem ktoś zranił mnie w bark. Straciłam przytomność a kiedy się obudziłam, byłam związana w ciemnym i małym pokoiku. Na środku stała świeca z moim imieniem i jakieś duchy kazały mi siebie znaleźć i...-nagle przerwał jej srebrnowłosy:
-Dalej nie musisz już opowiadać. Wiem wszystko bo mnie spotkało to samo. Jakiś człowiek mnie porwał, kazali mi siebie szukać a do tego ta rana robi się coraz poważniejsza...a jak z Twoją raną?-spytał.
-Zagoiła się ale została mi blizna a jeszcze nigdy wcześniej mi nie zostawały. 
-Rozumiem. Dziwne rzeczy się tu dzieją...To dziecko, które tu przed chwilą biegło, widziałaś je?
-Hmyy? Nic nie widziałam. Ledwo co słyszałam te szepty a co dopiero zobaczyć ich! Ty je widzisz Gin-chan?
-Widzę i słyszę bardzo dobrze i wyraźnie. Dobra, została nam już tylko niecała połowa czasu. Musimy się pośpieszyć, chodźmy.
Szli przez korytarze domu i otwierali każde drzwi, które zobaczyli lecz w żadnym z pokoi nie było dziewczynki. Zrezygnowana rudowłosa szła za Sakatą i gdy zobaczyła, że trzyma się za bok zakrwawioną ręką spytała:
-Co Ci się stało w brzuch? To ta rana,którą masz przez duchy?
-Tak ale to nic, nie przejmuj się...Ciiii! Widziałaś to?
-He? Nie a co miałam widzieć?
-Ciszej! To ta dziewczynka. Tam jest, widzisz ją? Koło tamtych drzwi.-powiedział szeptem pokazując palcem dziewczynkę.
-Coś tam widzę...jakąś mgłę...-powiedziała również szeptem Kagura.
-Choć cicho za mną. Powoli i cicho...-mówił to idąc schylony w stronę blondynki.
-Mamy złapać ją od tyłu? Dobry pomysł!-powiedziała o wiele głośniej niż powinna pstrykając w palce.
-Idiotko! Jesteś za głośno!-powiedział zły Gin uderzając dziewczynę w głowę tak, że z jej ręki wysunęła się świeca. Oboje patrzyli z niedowierzaniem. Zamiast spaść na podłogę zaczęła lewitować nad głową niebieskookiej.
-Oi,oi...ja też tak chcę!-powiedział zazdrosny samuraj.
Nagle Kagura walnęła go mocno w głowę pięścią tak mocno, że aż się zachwiał.
-Czemu to zrobiłaś!?
-Skoro moja świeczka zaczęła latać kiedy mnie walnąłeś, to może Twoja też zacznie kiedy ja Cię uderzę.-odpowiedziała tonem profesorki rudowłosa.
-To na pewno nie od tego! Co zrobiłaś takiego czego ja nie zrobiłem..? Może mam pstryknąć w palce?-powiedziawszy to pstryknął palcami i postawił swoją świecę na otwartej dłoni. Zaczęła się powoli unosić. 
-Jaki bajer!-krzyknął zapominając się.
Dziewczynka musiała ich usłyszeć bo zaczęła się śmiać i powiedziała:
-Złapcie mnie! Hihihihi~
-Biegnij!-krzyknął czerwonooki do Kagury.
Gonili ją a ich świece latały za nimi. Biegli za nią i nawet nie zauważyli kiedy radość dziewczynki im się udzieliła. Starali się ją złapać z uśmiechem na ustach. Do blondwłosej przyłączyły się inne duchy takie jak te z portretów i gnijący facet. Każdy się śmiał a Kagura mimo, że widziała przed sobą tylko pełno mgiełek dalej za nimi goniła z radością. Gintoki nie czuł bólu z ran zadanych mu wcześniej a zmęczenie czy troska o świecę i jego kończący się czas zniknęły. Otoczenie zmieniło się z korytarza na łąkę z kwiatami. Łapali każdego po kolei. Ten którego złapali od razu znikał szczęśliwy. Kiedy w końcu złapali ostatniego, blondwłosego ducha ta powiedziała im na ucho:
-Kim. Jestem Kim.
Gdy tylko skończyła ostanie słowo również zniknęła. Gintoki i Kagura z powrotem przenieśli się do małego, ciemnego pokoiku. Usłyszeli słowa wypowiedziane chórem przez wszystkie duchy na raz:
-Dziękujemy.
Najemnicy zgodnie z zasadami zgasili z uśmiechem na ustach swoje świeczki. Spojrzeli na siebie i stracili przytomność.

                                                                    ***

     -Hmyy? Widzisz tam coś dziwnego?-spytał Zura.
-Coś dużego i białego...ale co to jest? To chyba nie jest jeden z tych potworów nie?-spytał żałosnym głosem nieudacznik Shinpachi.
-Za tym czymś jest chyba kilka innych ludzi...
-Oby to byli ludzie...Mam już tego miejsca dosyć! Uciekajmy stąd!
Okularnik schował się za Katsurą i wychylając się co jakiś czas żeby ocenić sytuację. Postacie zbliżały się powoli do nich. Było zbyt ciemno żeby ich dokładnie policzyć ale było ich około pięciu. Kiedy podeszli bliżej  można było dostrzec, że biała postać jest biało pomarańczowa i duża, a czarne postacie są czarno żółte. W tych drugich przeważał jednak kolor czarny.
-To oni?-usłyszeli pytanie, które nie było raczej skierowane do nich.
Zamiast odpowiedzi usłyszeli stukanie. Coś jakby drewno uderzyło o podłogę...
-Skądś znam ten dźwięk...-powiedział Zura wyciągając dla pewności swoją katanę z pochwy.
-Nieważne, po prostu uciekajmy już stąd!-krzyczał przerażony Shinpachi.




poniedziałek, 15 lipca 2013

A taki tam Gin-chan










Gin-chan...jego goła klata...mrrrrr <3

Zagramy w chowanego...?

     -Hej, słyszeliście coś?-spytał Shinpachi.
-Fujj! Jak ci nie wstyd okularniku!-krzyczała Kagura zatykając dłonią nos.
-Ej, ale o co Ci chodzi Kagura-chan?
-Pierdzi i jeszcze się pyta o co chodzi!
-Ale mi nie o to chodziło!
-Zamilcz! Nie zadajemy się z takimi jak on, prawda Gin-chan?(cisza) Hej, Gin-chan?
Wszyscy czworo spojrzeli za siebie, na miejsce w którym powinna być piąta osoba. Jedyne co zobaczyli to ciemność.
-Hej, facecie z naturalną trwałą!-wołała go głośno Kagura.
-Ciszej Kagura-chan! Nie możemy pozwolić, żeby nas znaleźli..-mówił cicho okularnik, przykładając palec wskazujący do swoich ust.
-Pewnie się zgubił...nigdy nie grzeszył inteligencją.-powiedział Zura.
''Pójdę go poszukać a Wy idźcie dalej''-pokazała(albo może pokazał? O.o) tabliczkę z napisem Elizabeth.
-Jesteś pewna Elizabeth? To niebezpieczne.-spytał Shinpachi.
'Kaczka' odwróciła tabliczkę i ich oczom ukazał się napis:
''Dam sobie radę. Idźcie.''
-Moja krew! Chodźcie, mamy misję do wykonania!-powiedział z dumą w głosie patriota Joui.
Elizabeth zniknęła w ciemnościach,a oni szli dalej przez kręte korytarze. Kiedy tak wędrowali tracąc nadzieję, Kagura szepnęła okularnikowi do ucha:
-A co jeśli to przeze mnie Gin-chan zniknął? Chciał zamienić się ze mną miejscami, bo czuł, że za nami ktoś chodzi, a ja go okrzyczałam i się odwróciłam. Jestem taka głupia i okrutna...-powiedziała jak najciszej, z wielką troską w głosie.
-Nie martw się, to nie Twoja wina. Nigdy nie można mieć 100% pewności, że Gin-san mówi na poważnie. A po za tym jest silnym samurajem i na pewno da sobie rade.
-Tak myślisz?-spytała Kagura smutno.
-Oczywiście, że tak. Obojętnie czy się zgubił, czy ktoś Go porwał, On i tak da sobie radę.-odpowiedział z uśmiechem na ustach.
Szli tak dalej przez 15 min w nieznane. Niebieskookiej przez rozmowę z przyjacielem zrobiło się lżej na sercu. Nabrała nadziei, że wszystko będzie dobrze i, że wszystko się uda.
-Czekajcie!-powiedział lekko podnosząc głos Katsura-zobaczcie.
-Kagura i Shinpachi spojrzeli na miejsce na podłodze wskazane palcem przez Zure.
-To jakieś drzwiczki?-spytał brązowooki.
-Jakieś sekretne przejście!-powiedziała jego rudowłosa przyjaciółka.
Otworzyli drzwiczki po czym po kolei ostrożnie schodzili na dół po drabinie. Pierwszy zszedł Zura. Wyciągnął z rękawa latarkę, po czym zapalając ją rzekł:
-To jest chyba ich laboratorium.
-Na to wygląda-powiedział Shinpachi schodząc po drabinie jako drugi.
-Łał!-krzyknęła niebieskooka skacząc z góry na okularnika jakby nie wiedziała do czego służy drabina i dodała siedząc na nim:
-Jak tu strasznie i dziwnie!
-To mi wcale nie wygląda na szczepionki jak to mówili w plotkach.-oświadczył długowłosy, patrząc na dziwne stwory, które 'kisiły' się w szklanych akwariach o wielkości około 2m x 2m. Pojemniki stały jeden przy drugim. W każdym były stwory zbliżone NIECO do człowieka. Tylko NIECO, ponieważ szczęka, pazury i kończyny wyglądały co najmniej na maszyny do zabijania. Każdy potwór wyglądał nieco inaczej chociaż każdy miał takie same cechy główne. Widać było, że większość z nich to dorosłe osobniki ale były w śród nich także dzieci.
-Co jeśli Gin-chan został zaatakowany przez takie coś?-spytała smutno rudowłosa.
Nikt jej nie odpowiedział, gdyż nie wiedzieli co powiedzieć. Cała trójka szła dalej mijając akwaria oraz  kolumny zdobione freskami. Przedstawiały chyba każdy żywy organizm jaki istniał na tym świecie. Słupów było pełno, a każdy przedstawiał co najmniej z 50 postaci. Po długiej i męczącej podróży przez wielkie pomieszczenie, zmęczona Kagura oparła się o jedną z kolumn i powiedziała:
-Stąd chyba niema wyjścia! Zróbmy sobie przerwę.
Gdy tylko dokończyła ostatni wyraz, kolumna na której się opierała zaczęła pękać. Dziewczyna odsunęła się i spojrzała na towarzyszy, którzy wściekle na nią patrzyli. Słup pękł całkowicie, zawalając sufit. Każdy z nich zaczął uciekać. Shinpachi i Zura cofnęli się za siebie i uciekali a Kagura biegła w przeciwną stronę, przed siebie. Kiedy sytuacja się uspokoiła i dym opadł, dziewczyna zorientowała się, że jest sama. Spadające kamienie utworzyły 'mur' oddzielając ich od siebie.
-Słyszycie mnie?! Zura, Shinpachi! Hej! Chłopaki!!!-krzyczała z całych sił ale nikt jej nie odpowiedział. Postanowiła iść dalej sama i odnaleźć resztę, gdyż próba zniszczenia owego 'muru' mogłaby skończyć się dalszym pękaniem ścian i sufitu.''Może znajdę Gin-chana?''-myślała Kagura.

                                                                    ***

-I co teraz zrobimy?-spytał okularnik opatrując zranioną, prawą nogę Zury, którą prawdopodobnie przeciął spadający kamień.
-Musimy znaleźć wyjście z tego laboratorium i odnaleźć rodzinę dziewczynki.
-Czy nie lepiej było by znaleźć najpierw Gin-sana i Kagure-chan?
-Gintoki i szef(Zura tak nazywa Kagure) poradzą sobie.
-Powinniśmy ich odnaleźć i razem zaatakować amanto jeśli tu są. Sami nie damy rady! Zraniony samuraj terrorysta i ja, chłopak który nie potrafi nawet dobrze walczyć!? To się nie może udać!
-Może masz racje...odpocznijmy tutaj a potem wyruszymy na poszukiwania.
-Tak!-powiedział zadowolony Shinpachi zawiązując ostatni supeł na opatrunku Katsury.
                                                                    ***

-Cholera...gdzie ja jestem? Co to za miejsce?-mówił do siebie cicho srebrnowłosy próbując otworzyć szerzej oczy. Czuł się jakby ,ktoś go obudził ze 100 letniego snu. Ledwo mógł ruszyć palcem i językiem. Nic nie czuł. Po jakimś czasie kiedy doszedł do siebie, zauważył że jest związany liną. Próbował się uwolnić ale nic z tego. Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, w którym był zamknięty. Ściany niegdyś białe, teraz są szare jak popiół. Jedynym źródłem światła była świeca paląca się na środku pokoju. Stała na podłodze. W kątach pokoju było bardzo ciemno. Nagle usłyszał głos kobiety, który mówił:
-Chcesz żyć? Pewnie, że chcesz. Ludzkie istnienie jest bardzo kruche i delikatne. Obojętnie co zrobisz i tak umrzesz. Mam dla ciebie grę. Chcesz zagrać w grę śmierci?
-Kim jesteś?!-spytał krzycząc zbulwersowany Gintoki.
-Wiem, że i tak zagrasz. Ludzie zawsze wybierają grę, choćby mieli tylko 1% szans na wyjście z niej żywym.-odpowiedziała ignorując jego pytanie.
-Jaka znowu gra?
-Masz 30 minut. Jeśli nie zdążysz zginiesz.
-Na co 30 minut?!
-Świeczka wypali się w ciągu 30 minut, a gdy to się stanie zapadnie mrok, a wtedy słudzy ciemności wynurzą się z odmętów czerni i zabiją cię.
-To są jakieś żarty?! Co mam zrobić żeby ci słudzy mnie nie zabili?!-krzyczał tracąc cierpliwość.
-Zagramy w chowanego.-usłyszał inny głos, tym razem dziecięcy.
-Chowanego...?
-Ty gonisz. Znajdź mnie a wtedy powiem ci moje imię. Gdy je usłyszysz musisz zgasić świeczkę. Inaczej umrzesz.
-Co to za chora zabawa?! Wypuśćcie mnie stąd!
-Musisz chodzić ze świeczką bo inaczej zgaszę ci ją. A wtedy zabawa się skończy i ja wygram.
-A co jeśli odmówię zabawy ?
-Nie da się odmówić-powiedziało dziecko smutnym głosem-wtedy umrzesz. Świeczka zgaśnie i to będzie koniec zabawy. Wolisz spróbować przeżyć czy po prostu się poddać?
-Co będzie jeśli wygram?-spytał Gintoki zgadzając się mimowolnie na zabawę.
-Spotka cię wielki zaszczyt. Tylko jeden człowiek wygrał i go doświadczył. A wiesz co jest najlepsze w tej grze? Możesz zatańczyć ze śmiercią...hihihih~
W tej chwili z Gintokiego zsunęły się liny, a w pokoju zrobiło się jeszcze chłodniej. W ścianie na przeciwko srebrnowłosego pojawiły się drzwi bez klamki.
-Policz do siedmiu z zamkniętymi oczyma a klamka się pojawi, a wtedy zacznie się zabawa.
-Czemu do siedmiu, a nie do dziesięciu?
-Musisz wyliczyć grzechy główne, które spowodowały nasze cierpienia tutaj...zaczynaj hihihihi~.
-Co za chore zasady! I jakie cierpienia...? Dobra, zaczynam! Raz-pycha, dwa-chciwość, trzy-nieczystość, cztery-zazdrość, pięć-nieumiarkowanie, sześć-gniew,siedem-lenistwo...szukam!
Tak jak mówiło dziecko, na drzwiach pojawiła się klamka. Mężczyzna podszedł do świeczki i podniósł ją. Był na niej napis ''Sakata Gintoki''. Przestraszył się lekko. Skąd znają jego imię? Podszedł do drzwi i złapał klamkę, która ku jego zdziwieniu była mokra. Zaświecił świeczką i zobaczył krew.
-To pewnie tego dzieciaka...I tak mi się opłaciło łażenie do takich miejsc! Nigdy więcej!
Złapał ponownie klamkę i już chciał otworzyć drzwi ale poczuł silne kłucie w lewym boku. Zsunął z ramienia swoją Yukate i podwiną górną część kostiumu odsłaniając swój umięśniony brzuch. Zobaczył lekko krwawiącą bliznę, która wyglądała jak rana zadana kataną. Przypomniało mu się jak stracił przytomność gdy ktoś go przebił na wylot jakimś ostrym przedmiotem. Ale jak to możliwe, że w tak krótkim czasie taka głęboka i poważna rana się już zabliźniła? Coś tu jest nie tak. Albo on spał więcej niż przypuszczał, albo naprawdę dziwne rzeczy się tu dzieją. Z powrotem zarzucił na ramię Yukate i otworzył drzwi rozmyślając co stało się z jego przyjaciółmi.Wyszedł z pokoju i zobaczył długi, ciemny, szpitalny korytarz. Paliła się tylko co czwarta lub piąta lampa, które co chwilę gasły i zapalały się. Ściany były całe podrapane i brudne a podłoga dziurawa. Samuraj ostrożnie ruszył na przód. Gdy tylko stawał pod lampą, ta od razu gasła, a korytarz zdawał się być coraz dłuższy.
-Hehe, no oczywiście. Zawsze tak jest w horrorach, a potem główny bohater jest zabijany przez jakąś nie uczesaną dziewczynkę w podartej koszuli nocnej!-powiedział pocąc się.
Gdy to powiedział wszystkie światła zgasły, a jedynym co ratowało go przed ciemnością była świeca.
-Ja się zabiję!-wykrzyczał i zaczął biec wystraszony na koniec korytarza, zasłaniając ogień by nie zgasł. Nagle poczuł jak coś łapię go za włosy i odwraca siłą do tyłu. Odwrócił się szarpiąc, a widok który zobaczył sprawił, że zaczął krzyczeć ze strachu. Zobaczył twarz wisielca. Była cała sina a uszy i nos zaczynały już gnić.
-Mówiłeś coś o samobójstwie? Ja się już zabiłem, teraz Ty.-powiedział do Gina z uśmiechem na gnijącej twarzy. Martwy mężczyzna złapał go za szyję i podniósł do góry. Shiroyasha wyjął swój drewniany miecz i z zamiarem zaatakowania zamachnął się, po czym przeciął go. Tak mu się zdawało, ale ku jego zdziwieniu przed nim już nikogo nie było. Usłyszał znajomy głos dziecka mówiącego:
-Pilnuj świeczki hihihihi~.
Spojrzał na swoją rękę i zobaczył, że zamiast świeczki trzyma podpalony patyk, który jest już do połowy spalony.Wtedy przypomniała mu się jedna z zasad gry w chowanego. Jest 'baza' do której chowający się musi dotrzeć by wygrać. A okazuje się, że w tym przypadku to świeca jest 'bazą'...
-O cholera...!  



piątek, 12 lipca 2013

Piwnice są niebezpieczne

         -To Twój pokój.-powiedział Shinpachi pokazując Tsubaki jej pokój.
-Dziękuje...Mam spać tu zupełnie sama...?-spytała cicho dziewczynka.
-Nie chcesz spać sama? Mogę spytać Kagure-chan czy będzie mogła z Tobą spać.
-Spytałbyś?
-Dobrze, zaraz wracam.-powiedział uśmiechając się lekko.
Okularnik poszedł do Kagury, która bawiła się ze swoim jedynym zwierzątkiem, które jest tak silne, że niebieskooka nie musi się martwić, czy go przypadkiem nie zabije. Poszedł do niej, uważając na Sadaharu i spytał czy będzie spała razem z Tsubaki.
-Pewnie, że mogę! Powiedz jej, że zaraz do Niej pójdę tylko się najpierw wykąpię, dobrze?
Chłopak skinął głową i poszedł do fiołkowookiej i wszystko jej powiedział.
        Było już po 23 , więc wszyscy już szykowali się do spania oprócz Niego. Siedział na krześle i myślał. Często tak robił, ale nikt tego nigdy nie zauważył. Siedział i myślał o tym co było i będzie. O swojej smutnej przeszłości, która ciągle mu się śniła nie dając o niej zapomnieć. Zawsze budził się z  koszmaru spocony i zdyszany jakby to wcale mu się nie śniło. Zawsze to samo. Krew. Pełno krwi i ciał. Wszędzie kruki i padlinożerne zwierzęta. A on -mały chłopiec- stoi pośród tego wszystkiego. Gdzieniegdzie słychać cichy płacz umierającego, skomlenie zranionego. On stoi. Stoi i patrzy. Nie przeraża go to, przecież to było jedyne co widział odkąd tylko pamiętał. Coś jednak jest nie tak. Zbyt cicho. Nagle coś złapało chłopca za nogę, wynurzając się spod ziemi. Mały srebrnowłosy upadł. Wszyscy zmarli wstają i idą w jego stronę. On nie może się ruszyć bo ta ręka wciąż go trzyma tak mocno, że z jego nogi zaczyna sączyć się krew. Zawszę go rozszarpywali ale ostatni sen był inny. Ktoś go uratował. Otoczony światłem człowiek z długimi jasnobrązowymi włosami, które zasłaniały twarz tak, że było widać tylko jego uśmiech. Ożywieni rozpadali się na kawałki. Mężczyzna wyciągnął rękę do chłopca dalej się łagodnie uśmiechając. Chłopiec złapał jego wyciągniętą rękę. I w tym momencie się obudził. Zawsze umierał ale teraz było inaczej. Zastanawiał się nadal siedząc w milczeniu, co to mogło znaczyć? Dlaczego uratował go akurat On? Czemu się uśmiechał? Czemu tam był  Shouyo-sensei?!


                                                                                    ***                    

-Kagura-chan...? Nie mogę zasnąć...-powiedziała Tsubaki.
-To licz owce.
-Ale to mi nigdy nie pomaga. A po za tym to przez to, że boję się burzy i ciemności.
-Burza wcale nie jest straszna! Niektórzy mówią, że burza jest ucieleśnieniem naszych uczuć. Deszcz to łzy ludzi, którzy boją się płakać. Pioruny to nasza złość, której nie mamy jak z siebie wyrzucić.
-Nigdy tak o tym nie myślałam...a ciemność?
-Hmyy...też się jej kiedyś bałam. Ale wiesz? Pewien człowiek mi coś uświadomił. Ciemność nie zawsze oznacza zło a jasność dobro. Ciemność to miejsce, w którym nie ma nikogo, który mógłby tam zaprowadzić światło. Więc Ty Tsubaki-chan, musisz zaprowadzić tam światło swoim uśmiechem.
-Łał...Kto Ci to powiedział?
Kagura posmutniała ale dalej się uśmiechała.
-Kiedyś powiedział mi to mój...mój brat, Kamui...

                                                                                    ***

        Następnego dnia kiedy wszyscy już zjedli śniadanie, Gintoki ziewając, spytał się Tsubaki co myśli o tym, żeby ona poszła do Starej Baby a on razem z resztą Yorozuyi pójdzie szukać jej rodziny.
-Ale ja chcę iść z Wami Onii-chan!!!- krzyczała smutna dziewczynka.
-To zbyt niebezpieczne, nie ma mowy.-powiedział stanowczo Shinpachi.
-Nie martw się, na pewno ich znajdziemy!-pocieszyła ją Kagura.
-Dobra, to ja zaprowadzę ją do Starej Baby, a Wy się przygotujecie. Zaraz idziemy szukać tych amanto.
        Gintoki zszedł z Tsubaki do sklepu z przekąskami Otose. Zanim otworzył drzwi dziewczynka złapała go za rękę i spojrzała na niego.
-Nie martw się, obiecuję, że ich znajdę i sprowadzę całych i zdrowych.-zapewnił czarnowłosą, uśmiechając się.

                                                                                    ***

        Yorozuya szła ulicą i pytała każdą napotkaną osobę czy wiedzą coś o tamtych amanto. Nikt nic niestety nie wiedział.
-Zura by się przydał...ma znajomości i wszystko wie.-powiedziała zmęczona Kagura idąc pod swoim fioletowym parasolem, gdyż od rana słońce mocno świeciło.
-Tego głupka nigdy jeszcze nie udało mi się znaleźć w normalny sposób. Trzeba go nazywać ciągle 'Zura' to sam przylezie.-stwierdził dziwnym głosem Gin.
-Nie jestem Zura, tylko Katsura!
-Uderz w stół a nożyce się odezwą...-szepnął srebrnowłosy.
-Moi ludzie dowiedzieli się, że co jakiś czas zmieniają swoje kryjówki. Teraz mogą być w jednej z 2 baz.-powiadomił ich czarnowłosy stojąc koło swojej 'kaczki'.
-Gdzie są te bazy?-spytał okularnik.
-Jedna jest w opuszczonym szpitalu a druga w starym schronie po drugiej stronie miasta. Najbardziej prawdopodobnym miejscem, w którym mogą być amanto jest właśnie szpital.
-Same straszne miejsca! Nie mogli się ukryć w jakiejś opuszczonej fabryce czekolady?! To może wyślemy tam Zure? Jeśli tam jest coś strasznego to najpierw zeżre Jego!-rozpaczał samuraj.
-No to postanowione! Idziemy do szpitala!-krzyknęła podekscytowana rudowłosa dziewczyna.
-Oi, czy ktoś mnie w ogóle słucha? Hej! Czekajcie na mnie!
        Po długiej wędrówce, w końcu dotarli na miejsce. Wszędzie była straż. To był wystarczający dowód na to, że coś jest w środku. Prześlizgnęli się przed ochroną bez zbędnych ofiar i wspięli się na dach po rynnie. Kiedy weszli do środka przez drzwi na dachu, nie zauważyli nikogo. Nic tam nie było oprócz starych, zniszczonych i pękających ścian i porozrzucanych sprzętów lekarskich. Nic nie wskazywało na to, że tam może być jeszcze ktoś żywy. Schodzili skradając się na coraz niższe piętra ale nikogo nie było.
-Hej, Zura. Jesteś pewny, że tu jest coś co nie jest zbłąkaną duszą?-spytał drżąc ze strachu, przerażony Sakata.
-Nie jestem Zura, tylko Katsura! I jestem pewien na 100%! Chodźmy do piwnicy.-rzekł Zura (przepraszam, Katsura XD).
Ruszył z miejsca a za nim ustawili się w rządku po kolei Elizabeth, Shinpachi, Kagura i srebrnowłosy. Kiedy otworzyli duże drzwi od piwnicy wytrychem Gin spytał się Kagury:
-Może zamienimy się miejscami co? Mam dziwne wrażenie, że coś za mną chodzi i ...
-Uspokój się Gin-chan! Nie zachowuj się jak dzieciak, który boi się dotknąć żaby na teście odwagi!-skarciła do Kagura dziwnym porównaniem po czym odwróciła się do niego plecami.
Nikt oprócz samuraja tego nie czuł. Ktoś naprawdę za nimi chodził. Ktoś lub Coś. Kiedy przemierzali kręte i ciemne korytarze, uczucie to nie dawało mu spokoju. Nagle coś mignęło mu przed oczyma.
-Cholera, co to było!?-powiedział sam do siebie tak cicho, że nikt go nie ułyszał.
Zatrzymał się i patrzył za siebie. Jego towarzysze tego nie zauważyli i oddalali się od szefa Yorozuyi coraz bardziej. Gintoki nagle poczuł dziwne ciepło w okolicach brzucha. Złapał się za lewy bok i poczuł coś zimnego i twardego. Naokoło tego przedmiotu poczuł ciepłą ciecz. Wszystko mazało mu się przed oczyma. Widział tylko plecy oddalających się od niego przyjaciół. Ktoś złapał go za kołnierz i przewrócił delikatnie. On nic nie mógł zrobić. Zabrakło mu sił. Dziwny przedmiot został wyciągnięty szybkim ruchem zadając wielki ból. Zwinnymi rękoma ktoś związał Gintokiemu ręce i nogi i zakleił mu usta taśmą. Wszystko działo się szybko ale wydawało mu się, że dzieje się to bardzo długo i powoli. Teraz już mniej delikatnie złapano go znowu za kołnierz i ciągnięto po ziemi. Sakata patrzył na znikających za rogiem przyjaciół. Chciał ich ostrzec ale stracił przytomność.