poniedziałek, 15 lipca 2013

Zagramy w chowanego...?

     -Hej, słyszeliście coś?-spytał Shinpachi.
-Fujj! Jak ci nie wstyd okularniku!-krzyczała Kagura zatykając dłonią nos.
-Ej, ale o co Ci chodzi Kagura-chan?
-Pierdzi i jeszcze się pyta o co chodzi!
-Ale mi nie o to chodziło!
-Zamilcz! Nie zadajemy się z takimi jak on, prawda Gin-chan?(cisza) Hej, Gin-chan?
Wszyscy czworo spojrzeli za siebie, na miejsce w którym powinna być piąta osoba. Jedyne co zobaczyli to ciemność.
-Hej, facecie z naturalną trwałą!-wołała go głośno Kagura.
-Ciszej Kagura-chan! Nie możemy pozwolić, żeby nas znaleźli..-mówił cicho okularnik, przykładając palec wskazujący do swoich ust.
-Pewnie się zgubił...nigdy nie grzeszył inteligencją.-powiedział Zura.
''Pójdę go poszukać a Wy idźcie dalej''-pokazała(albo może pokazał? O.o) tabliczkę z napisem Elizabeth.
-Jesteś pewna Elizabeth? To niebezpieczne.-spytał Shinpachi.
'Kaczka' odwróciła tabliczkę i ich oczom ukazał się napis:
''Dam sobie radę. Idźcie.''
-Moja krew! Chodźcie, mamy misję do wykonania!-powiedział z dumą w głosie patriota Joui.
Elizabeth zniknęła w ciemnościach,a oni szli dalej przez kręte korytarze. Kiedy tak wędrowali tracąc nadzieję, Kagura szepnęła okularnikowi do ucha:
-A co jeśli to przeze mnie Gin-chan zniknął? Chciał zamienić się ze mną miejscami, bo czuł, że za nami ktoś chodzi, a ja go okrzyczałam i się odwróciłam. Jestem taka głupia i okrutna...-powiedziała jak najciszej, z wielką troską w głosie.
-Nie martw się, to nie Twoja wina. Nigdy nie można mieć 100% pewności, że Gin-san mówi na poważnie. A po za tym jest silnym samurajem i na pewno da sobie rade.
-Tak myślisz?-spytała Kagura smutno.
-Oczywiście, że tak. Obojętnie czy się zgubił, czy ktoś Go porwał, On i tak da sobie radę.-odpowiedział z uśmiechem na ustach.
Szli tak dalej przez 15 min w nieznane. Niebieskookiej przez rozmowę z przyjacielem zrobiło się lżej na sercu. Nabrała nadziei, że wszystko będzie dobrze i, że wszystko się uda.
-Czekajcie!-powiedział lekko podnosząc głos Katsura-zobaczcie.
-Kagura i Shinpachi spojrzeli na miejsce na podłodze wskazane palcem przez Zure.
-To jakieś drzwiczki?-spytał brązowooki.
-Jakieś sekretne przejście!-powiedziała jego rudowłosa przyjaciółka.
Otworzyli drzwiczki po czym po kolei ostrożnie schodzili na dół po drabinie. Pierwszy zszedł Zura. Wyciągnął z rękawa latarkę, po czym zapalając ją rzekł:
-To jest chyba ich laboratorium.
-Na to wygląda-powiedział Shinpachi schodząc po drabinie jako drugi.
-Łał!-krzyknęła niebieskooka skacząc z góry na okularnika jakby nie wiedziała do czego służy drabina i dodała siedząc na nim:
-Jak tu strasznie i dziwnie!
-To mi wcale nie wygląda na szczepionki jak to mówili w plotkach.-oświadczył długowłosy, patrząc na dziwne stwory, które 'kisiły' się w szklanych akwariach o wielkości około 2m x 2m. Pojemniki stały jeden przy drugim. W każdym były stwory zbliżone NIECO do człowieka. Tylko NIECO, ponieważ szczęka, pazury i kończyny wyglądały co najmniej na maszyny do zabijania. Każdy potwór wyglądał nieco inaczej chociaż każdy miał takie same cechy główne. Widać było, że większość z nich to dorosłe osobniki ale były w śród nich także dzieci.
-Co jeśli Gin-chan został zaatakowany przez takie coś?-spytała smutno rudowłosa.
Nikt jej nie odpowiedział, gdyż nie wiedzieli co powiedzieć. Cała trójka szła dalej mijając akwaria oraz  kolumny zdobione freskami. Przedstawiały chyba każdy żywy organizm jaki istniał na tym świecie. Słupów było pełno, a każdy przedstawiał co najmniej z 50 postaci. Po długiej i męczącej podróży przez wielkie pomieszczenie, zmęczona Kagura oparła się o jedną z kolumn i powiedziała:
-Stąd chyba niema wyjścia! Zróbmy sobie przerwę.
Gdy tylko dokończyła ostatni wyraz, kolumna na której się opierała zaczęła pękać. Dziewczyna odsunęła się i spojrzała na towarzyszy, którzy wściekle na nią patrzyli. Słup pękł całkowicie, zawalając sufit. Każdy z nich zaczął uciekać. Shinpachi i Zura cofnęli się za siebie i uciekali a Kagura biegła w przeciwną stronę, przed siebie. Kiedy sytuacja się uspokoiła i dym opadł, dziewczyna zorientowała się, że jest sama. Spadające kamienie utworzyły 'mur' oddzielając ich od siebie.
-Słyszycie mnie?! Zura, Shinpachi! Hej! Chłopaki!!!-krzyczała z całych sił ale nikt jej nie odpowiedział. Postanowiła iść dalej sama i odnaleźć resztę, gdyż próba zniszczenia owego 'muru' mogłaby skończyć się dalszym pękaniem ścian i sufitu.''Może znajdę Gin-chana?''-myślała Kagura.

                                                                    ***

-I co teraz zrobimy?-spytał okularnik opatrując zranioną, prawą nogę Zury, którą prawdopodobnie przeciął spadający kamień.
-Musimy znaleźć wyjście z tego laboratorium i odnaleźć rodzinę dziewczynki.
-Czy nie lepiej było by znaleźć najpierw Gin-sana i Kagure-chan?
-Gintoki i szef(Zura tak nazywa Kagure) poradzą sobie.
-Powinniśmy ich odnaleźć i razem zaatakować amanto jeśli tu są. Sami nie damy rady! Zraniony samuraj terrorysta i ja, chłopak który nie potrafi nawet dobrze walczyć!? To się nie może udać!
-Może masz racje...odpocznijmy tutaj a potem wyruszymy na poszukiwania.
-Tak!-powiedział zadowolony Shinpachi zawiązując ostatni supeł na opatrunku Katsury.
                                                                    ***

-Cholera...gdzie ja jestem? Co to za miejsce?-mówił do siebie cicho srebrnowłosy próbując otworzyć szerzej oczy. Czuł się jakby ,ktoś go obudził ze 100 letniego snu. Ledwo mógł ruszyć palcem i językiem. Nic nie czuł. Po jakimś czasie kiedy doszedł do siebie, zauważył że jest związany liną. Próbował się uwolnić ale nic z tego. Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, w którym był zamknięty. Ściany niegdyś białe, teraz są szare jak popiół. Jedynym źródłem światła była świeca paląca się na środku pokoju. Stała na podłodze. W kątach pokoju było bardzo ciemno. Nagle usłyszał głos kobiety, który mówił:
-Chcesz żyć? Pewnie, że chcesz. Ludzkie istnienie jest bardzo kruche i delikatne. Obojętnie co zrobisz i tak umrzesz. Mam dla ciebie grę. Chcesz zagrać w grę śmierci?
-Kim jesteś?!-spytał krzycząc zbulwersowany Gintoki.
-Wiem, że i tak zagrasz. Ludzie zawsze wybierają grę, choćby mieli tylko 1% szans na wyjście z niej żywym.-odpowiedziała ignorując jego pytanie.
-Jaka znowu gra?
-Masz 30 minut. Jeśli nie zdążysz zginiesz.
-Na co 30 minut?!
-Świeczka wypali się w ciągu 30 minut, a gdy to się stanie zapadnie mrok, a wtedy słudzy ciemności wynurzą się z odmętów czerni i zabiją cię.
-To są jakieś żarty?! Co mam zrobić żeby ci słudzy mnie nie zabili?!-krzyczał tracąc cierpliwość.
-Zagramy w chowanego.-usłyszał inny głos, tym razem dziecięcy.
-Chowanego...?
-Ty gonisz. Znajdź mnie a wtedy powiem ci moje imię. Gdy je usłyszysz musisz zgasić świeczkę. Inaczej umrzesz.
-Co to za chora zabawa?! Wypuśćcie mnie stąd!
-Musisz chodzić ze świeczką bo inaczej zgaszę ci ją. A wtedy zabawa się skończy i ja wygram.
-A co jeśli odmówię zabawy ?
-Nie da się odmówić-powiedziało dziecko smutnym głosem-wtedy umrzesz. Świeczka zgaśnie i to będzie koniec zabawy. Wolisz spróbować przeżyć czy po prostu się poddać?
-Co będzie jeśli wygram?-spytał Gintoki zgadzając się mimowolnie na zabawę.
-Spotka cię wielki zaszczyt. Tylko jeden człowiek wygrał i go doświadczył. A wiesz co jest najlepsze w tej grze? Możesz zatańczyć ze śmiercią...hihihih~
W tej chwili z Gintokiego zsunęły się liny, a w pokoju zrobiło się jeszcze chłodniej. W ścianie na przeciwko srebrnowłosego pojawiły się drzwi bez klamki.
-Policz do siedmiu z zamkniętymi oczyma a klamka się pojawi, a wtedy zacznie się zabawa.
-Czemu do siedmiu, a nie do dziesięciu?
-Musisz wyliczyć grzechy główne, które spowodowały nasze cierpienia tutaj...zaczynaj hihihihi~.
-Co za chore zasady! I jakie cierpienia...? Dobra, zaczynam! Raz-pycha, dwa-chciwość, trzy-nieczystość, cztery-zazdrość, pięć-nieumiarkowanie, sześć-gniew,siedem-lenistwo...szukam!
Tak jak mówiło dziecko, na drzwiach pojawiła się klamka. Mężczyzna podszedł do świeczki i podniósł ją. Był na niej napis ''Sakata Gintoki''. Przestraszył się lekko. Skąd znają jego imię? Podszedł do drzwi i złapał klamkę, która ku jego zdziwieniu była mokra. Zaświecił świeczką i zobaczył krew.
-To pewnie tego dzieciaka...I tak mi się opłaciło łażenie do takich miejsc! Nigdy więcej!
Złapał ponownie klamkę i już chciał otworzyć drzwi ale poczuł silne kłucie w lewym boku. Zsunął z ramienia swoją Yukate i podwiną górną część kostiumu odsłaniając swój umięśniony brzuch. Zobaczył lekko krwawiącą bliznę, która wyglądała jak rana zadana kataną. Przypomniało mu się jak stracił przytomność gdy ktoś go przebił na wylot jakimś ostrym przedmiotem. Ale jak to możliwe, że w tak krótkim czasie taka głęboka i poważna rana się już zabliźniła? Coś tu jest nie tak. Albo on spał więcej niż przypuszczał, albo naprawdę dziwne rzeczy się tu dzieją. Z powrotem zarzucił na ramię Yukate i otworzył drzwi rozmyślając co stało się z jego przyjaciółmi.Wyszedł z pokoju i zobaczył długi, ciemny, szpitalny korytarz. Paliła się tylko co czwarta lub piąta lampa, które co chwilę gasły i zapalały się. Ściany były całe podrapane i brudne a podłoga dziurawa. Samuraj ostrożnie ruszył na przód. Gdy tylko stawał pod lampą, ta od razu gasła, a korytarz zdawał się być coraz dłuższy.
-Hehe, no oczywiście. Zawsze tak jest w horrorach, a potem główny bohater jest zabijany przez jakąś nie uczesaną dziewczynkę w podartej koszuli nocnej!-powiedział pocąc się.
Gdy to powiedział wszystkie światła zgasły, a jedynym co ratowało go przed ciemnością była świeca.
-Ja się zabiję!-wykrzyczał i zaczął biec wystraszony na koniec korytarza, zasłaniając ogień by nie zgasł. Nagle poczuł jak coś łapię go za włosy i odwraca siłą do tyłu. Odwrócił się szarpiąc, a widok który zobaczył sprawił, że zaczął krzyczeć ze strachu. Zobaczył twarz wisielca. Była cała sina a uszy i nos zaczynały już gnić.
-Mówiłeś coś o samobójstwie? Ja się już zabiłem, teraz Ty.-powiedział do Gina z uśmiechem na gnijącej twarzy. Martwy mężczyzna złapał go za szyję i podniósł do góry. Shiroyasha wyjął swój drewniany miecz i z zamiarem zaatakowania zamachnął się, po czym przeciął go. Tak mu się zdawało, ale ku jego zdziwieniu przed nim już nikogo nie było. Usłyszał znajomy głos dziecka mówiącego:
-Pilnuj świeczki hihihihi~.
Spojrzał na swoją rękę i zobaczył, że zamiast świeczki trzyma podpalony patyk, który jest już do połowy spalony.Wtedy przypomniała mu się jedna z zasad gry w chowanego. Jest 'baza' do której chowający się musi dotrzeć by wygrać. A okazuje się, że w tym przypadku to świeca jest 'bazą'...
-O cholera...!  



1 komentarz:

  1. COOOOOOOOOOO? ;-;
    Ginciu ;-;
    NIE ZBIJAJCIE GOO WYYY WYYYY DUCHY ;-;
    BOOOOŻE ;-;
    NIE PRZESTAWAJ PROSZĘ ;-;
    CHCE WIEDZIEĆ CO DALEJ ;-; INACZEJ MOJE ŻYCIE STRACI SENS ;-;

    OdpowiedzUsuń