wtorek, 20 sierpnia 2013

Szanuj starszych ludzi...

-Gdzie jestem? Jest tu ktoś ?!-zaczął krzyczeć.
Ruszył przed siebie. Kroczył po wydeptanej łące, z której nie wyrastały rośliny tylko stal. Stalowe bronie, wbite w ziemię lub porzucone, były brudne od krwi. To jednak nie wszystko. Na niektóre katany, wbite były ludzkie szczątki jak szaszłyki. Wszędzie pełno trupów i konających ludzi. Przyzwyczajony do tego widoku szedł dalej.
-Jest tu ktoś żywy?!-dalej wołał.
Zachodzące słońce świeciło mu prosto w twarz. Zdziwiony tym gdzie jest i jak się tu znalazł, postanowił poszukać jakiegoś miejsca na odpoczynek. Na skraju polany znajdował się mały, liściasty lasek do którego postanowił pójść. Słońce zaszło a srebrnowłosy nadal szukał dobrego miejsca. Kiedy przechodził pomiędzy drzewami usłyszał szeleszczenie. Zaczął się rozglądać ale nic nie zauważył. Znowu to usłyszał. Dźwięk dochodził zza jego pleców, odwrócił się szybko i zauważył, że krzak się poruszył. Zbliżył się do rośliny i uważnie jej przyjrzał. Może to po prostu jakieś zwierze? Już chciał odejść ale krzak znowu się poruszył. Wyciągnął przed siebie dłoń by rozchylić gałęzie. Gdy to zrobił ujrzał coś znajomego: Srebrne włosy...kurde, naturalna trwała...Jakieś dziecko.
Gin kucnął i powiedział:
-Możesz wyjść.
Dziecko nawet się nie poruszyło. Patrzyło na niego pustym wzrokiem. Znajomym wzrokiem. Czerwone oczy pozbawione blasku, nie było w nich ani trochę szczęścia czy nadziei. Nie było tam nawet smutku. Pozbawiona jakichkolwiek uczuć, zapomniana przez wszystkich i zagubiona duszyczka. Gdy tylko zauważył ten wzrok, od razu wiedział z kim ma do czynienia.
-Heh...gdzie ja do cholery jestem?!
Chłopiec również zauważył ich podobieństwo. Gintoki kucnął przed nim i uśmiechając się lekko powiedział:
-Hej...możesz śmiało wyjść. Nic ci nie zrobię. Jesteśmy tą samą osobą więc...
Nagle mały, srebrnowłosy wybiegł z krzaków i schował się za drzewem, patrząc się cały czas na Gina.
-Nie uciekaj.-powiedział podnosząc się i podchodząc do niego.  Chłopiec schował się jeszcze bardziej a gdy Sakata chciał podejść bliżej, nagle znikąd wyskoczył zza zarośli jakiś facet z kataną w ręku. Chciał zaatakować małego ale Gin mu nie pozwolił. Bez używania swojego bokutou i z niezwykłą szybkością oraz zręcznością złapał dłoń wojownika i wyrwał mu broń, przykładając ją do jego gardła.
-Nie przerywaj. Tu dzieją się ważne rzezy, której twój mały rozumek nie ogarnia, więc spadaj stąd a jeśli nadal nie pojmujesz to będę musiał cię sprzątnąć. Rozumiesz?-powiedział stanowczo ale spokojnym i niewyrażającym żadnych uczuć głosem. No może oprócz lenistwa.
-Giiiiń!!!-krzyknął napastnik i rzucił się ma mężczyznę. Z całej siły próbował uderzyć go w twarz ale Gin skutecznie unikał ataków z palcem w nosie. Dosłownie.
-Masz ostatnią szansę. Odejdź albo to będzie twój koniec.-powiedział łapiąc go za gardło.
-Zdychaj!-krzyknął po czym kopnął go w brzuch.
Sakata puścił go i odsunął się kawałek po czym wbił katanę prosto w serce mężczyzny. Ten jeszcze przez chwilę szarpał się ale, w końcu upadł na ziemię i umarł. Gdy było po wszystkim, spojrzał na młodego. Widząc, że patrzy się na niego wielkimi oczami, wyrzucił broń i wytarł brudną od krwi rękę w liść drzewa.
-Nic ci nie jest?-spytał.
-Jesteś silny-odpowiedział chłopiec cicho.
Gintoki podszedł do niego i spytał:
-Gdzie jesteśmy? I czemu jest nas dwóch?
-To dobrze, że jesteś silny. To jednak nie takiej siły obecnie potrzebujesz.-odpowiedział ignorując jego pytanie.
-Jaka siła?-spytał zdziwiony.
-Choć.-powiedział łapiąc go za rękę i prowadząc przez gąszcz.\-Dokąd idziemy?
-Zobaczysz.
Szli tak przez las z jakieś 15 minut. Doszli do starej chatki, która wyglądała na opuszczoną. Podeszli do drzwi, od domu a chłopiec zapukał w nie. Po chwili otworzył im niewysoki staruszek z bardzo długą brodą. Miał zielone oczy i był łysy. Na jego pomarszczonej twarzy widniał szeroki, szczery uśmiech.
-Ooo! W końcu cię znaleźliśmy!-powiedział głośno staruszek przykładając swoją laskę do czoła Gintokiego.
-Dziadku co chcesz z nim zrobić?-spytał mały.
-Zobaczymy...chodźcie.-odpowiedział.
Odsunął swoją laskę i wszedł do swojego mieszkania a za nim goście.
-Hej, dlaczego tu przyszliśmy? Co to za staruch?-szepnął samuraj do chłopca.
-Jaki staruch?! Chcesz dostać laską przez łeb?! Ach ci ludzie...Zaraz się dowiesz!-powiedział staruszek zanim odpowiedziało dziecko.
Przeszli przez korytarz i weszli do dużego pokoju. Na środku stał ciemny, drewniany stół a naokoło niego siedziały cztery osoby. 3 kobiety i 1 facet. Wszyscy pili herbatę a gdy zauważyli, że mają gości odstawili  ją i popatrzyli na nich.
-Witaj! Czekaliśmy na Ciebie bardzo długo Gintoki-sama.-powiedziała uśmiechając się młoda kobieta o ciemnofioletowych, lekko kręconych włosach i piwnych oczach.
-Dzień dobry...yyy....powie mi ktoś, w końcu co się tutaj dzieje?
-Pomyśl przez chwile tępaku.-odpowiedziała dziewczynka o długich, prostych, czarnych włosach i niebieskich oczach. Miała na oko 15/16 lat, może nawet mniej.
-Zachowuj się Aoi! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś się tak nie odzywała?! Za karę nie zjesz jutro kolacji! Gintoki-sama przepraszam za nią...
-Ojej daj dziecku żyć! Młoda jest, musi się wyszaleć! A poza tym ty też jesteś już irytującą z tą kulturą. Jak to młodzi mówią-wrzuć na luz Levi! Oh, witaj jestem Hilda ale mów do mnie babciu.-przedstawiła się starsza, niska kobieta z siwymi, gęstymi włosami spiętymi w koka. Ma piwne oczy i okulary z okrągłymi szkłami.
-No ale babciu...tak nie wypada. Jak musiał się poczuć Gintoki-sama? Martwię się o nią...nikogo nie słucha...
-Dajcie spokój...Aoi nic nie przemówi do rozsądku więc po co się spinać? Nie hałasujcie już tak, próbuje zasnąć...-powiedział chłopak z krótkimi, jasnymi blond włosami i niebieskimi oczami. Wyglądał na 17latka.
-A ty się nie odzywaj nie pytany gnido!-wykrzyczała Aoi.
-Ja mam imię sklerotyczko.
-Yukio-srukio, pasuje tępoto?
-Zejdź ze mnie brzydulo!-odgryzł się blondyn.
Rozwścieczona czarnowłosa wstała od stołu i rzuciła się na Yukoi. Walnęła go z liścia w twarz i krzyknęła:
-Stul ryj!
-Dobra przepraszam! Zostaw mnie...no przeprosiłem przecież! Złaź! Bo zaraz wyrwę ci te ohydne włosy i wydłubie te puste oczy!-krzyknął chłopak.
-Ty szmaciarzu...-powiedziała cicho.
-Tą twarz ci też oszpece!
-Obyś tylko zdychał w cierpieniach gnoju...
-Co? Hej Levi-chan! Babciu pomocy! Ja nie chce umierać!-zaczął krzyczeć jak poparzony z prawdziwym strachem w głosie.
Wyciągnął nóż z ciasta, które stało na malutkim stoliczku i złapał dziewczynę  za włosy. Ta nie mogła się wydostać. Yukio szaleńczo zamachnął się nożem i pewnie podciął by jej gardło gdyby nie zainterweniował staruszek i Gin. Starzec złapał Aoi i odsunął ją od napastnika a srebrnowłosy zabrał chłopakowi nóż i położył go brzuchem do podłogi, złapał go za nadgarstki i położył je na jego plecach obezwładniając go.
-Spokojnie, nie szarp się tak.-uspokajał Yukio.
-Ale ona...ona powiedziała, że mam zdychać i...i...i...-próbował się usprawiedliwić ale przerwał mu dziadek:
-Zawiodłem się na tobie Yukio. Myślałem, że jesteś inny, że rozumiesz. To są tylko kłamstwa wymyślone przez głupich ludzi. Przecież Aoi nie zrobiłaby czegoś takiego...gdyby mogła oczywiście...
Niebieskooka cała zapłakana i roztrzęsiona, uwolniła się z objęć starca i wybiegła z pokoju płacząc.
-Dziadku...I co teraz?-spytała przerażona Levi.
-Hmyy...-jęknął-możesz już go puścić.-powiedział do Gina.
-Dowiem się, w końcu o co tu chodzi?-spytał samuraj puszczając blondyna.
-Choć za mną chłopcze. Pójdziemy do pewnego pokoju...Levi, mogłabyś zrobić nam herbatę?
-Dobrze dziadku.-odpowiedziała fioletowowłosa.
-I teraz masz swoje ''wrzuć na luz''.-powiedziała do babci.

Srebrnowłosy i staruszek wyszli z pomieszczenia i powoli skierowali się do innego, większego , choć ciemniejszego pokoju ze zdobionymi złotem ścianami. Był piękny i bardzo, bardzo ciemny. W środku stał stół a na jego środku pozłacana świeca.
-Proszę, usiądź.
Gintoki usiadł przy stole a przed nim dziadek.
-Co chciałbyś wiedzieć najpierw?-spytał uśmiechając się.
-Gdzie ja jestem? I czemu jestem tu też ja z przeszłości? I kim jesteście, skąd znacie moje imię i co to było przed chwilą? Czemu ten chłopak chciał ją zabić?!
-W momencie gdy tamten demon Anung un Rama przejął twoje ciało, twoja świadomość została przeniesiona do tego świata. To jest twój świat i możesz robić tu wszystko czego zapragniesz. Możesz nawet zmienić porę dnia czy nocy. Wystarczy, że pomyślisz o jedzeniu a ono od razu się pojawi...(rozmarzył się biedak XD)
-Serio? Oi, mówisz poważnie staruszku?
-Jaki staruszku?! Ja ci zaraz dam staruszku! Młodzieniaszkiem jeszcze jestem!-zaczął krzyczeć.
Gintoki patrzył na niego swoim rybim wzrokiem dłubiąc w nosie.
-Nie stresuj się tak bo zaraz twoje stare zawory popuszczą!-odpowiedział.
-Jestem przygotowany na takie rzeczy! Zawsze mam ubraną pieluchę, Ha!
-Dobra...kontynuuj jeśli nie musisz jej teraz zmienić...
-Yhym,yhym-zakaszlał-no więc możesz robić tu wszystko i...i...i...Zzzzzzzz-usnął
-Hej dziadku? Obudź się! Bo spóźnisz się do szkoły...-mówił niecierpliwie Gin.
-Hej! Staruchu obudź się, nie mam całego dnia!-krzyknął.
-Ja ci zaraz dam staruszku!-krzyknął budząc się z drzemki i walną go w głowę swoją laską.
-Dziadku...mógłbyś do cholery nie zasypiać i opowiedzieć mi wszystko...?-odpowiedział sztucznym, miłym głosem Sakata.
-Wybaczam. No więc to twój świat. Ten świat powstał na bazie twoich wspomnień. Czyli na przykład ciebie z przeszłości. A my jesteśmy duchami, które uwolniliście razem z tamtą rudą dziewczyną.
-To wy!??-krzyknął zdziwiony.
-Nie drzyj się!-skarcił go i uderzył laską w brzuch.
-Chcemy wam bardzo za to podziękować,gdyż wygrywając w zabawę w chowanego uratowaliście nas. Jest nas bardzo dużo więc inne duchy wybrały naszą rodzinę, abyśmy ci jakoś pomogli w ramach wdzięczności.
-Jak mogę się stąd wydostać?-spytał podekscytowany Gintoki odzyskując nadzieję-Aha i co z tymi dzieciakami które się pobiły?
-Jutro wszystko ci wytłumaczę, zaczyna się robić późno. Ale ostrzegam cię! To nie jest łatwe wydostać się stąd!
-Spokojnie. Już ja dam radę i skopię dupsko temu głupiemu demonowi!


********************************************************************
Mam nadzieję, że się podoba. :). Pisałam to tak długo,że myślałam, że się prędzej zestarzeje niż to dokończę XD.
Tym razem postaram się dodać nową notkę w standardowym czasie czyli w ciągu około tygodnia.
Pozdrawiam!




piątek, 16 sierpnia 2013

Ehhh...brak weny i motywacji...

     Przepraszam za takie duże opóźnienie z nowymi notkami ale...no po prostu nie mam weny! Pisze i pisze ale jakieś głupoty mi wychodzą albo coś nudnego i bez sensu...
Mam zamiar zakończyć to opowiadanie gdy tylko skończę ten wątek. Nie mam motywacji...mój wierny fanie, gdzie jesteś? Hej Niki? Ehh, a poza tym to wyniki w mojej ankiecie mówią same za siebie. 1 głos na to, że blog jest fajny (dziękuje Niki :)) a 2 na to że mogłoby być lepiej...
Mam mało wyświetleń w porównaniu z innymi blogami tego typu. Nie wiem co jest źle w moim blogu i nie wiem co mam poprawić ;(.
Kolejna notka (tym razem związana z opowiadaniem) ukaże się w następnym tygodniu.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Bądź świadom tego co robisz

     Zura i Elizabeth poszli zająć się strażą by móc bezproblemowo wydostać się z budynku gdy będzie już po wszystkim.
     Hijikata odciągnął nieprzytomnego Yamazakiego od opętanego Gina. Ranny został przebity na wylot przez drewniany miecz srebrnowłosego. Oprócz tego ma połamaną lewą nogę i wiele innych poważnych obrażeń. Toshiro kazał Okicie zająć się rannym a potem im pomóc jeśli będzie to konieczne. W między czasie Kondo próbował powstrzymać Gintokiego walcząc z nim. Czerwonooki z łatwością parował jego ataki z psychodelicznym uśmieszkiem na ustach.
-Co odbiło temu kretynowi?-spytał Hijikata.
Kagura  wszystko opowiedziała od momentu pojawienia się dziewczynki do przyjścia Shinsengumi.
-Cholerny drań! Chce załatwić wszystko samemu.-odpowiedział przyłączając się do walki.
Shinpachi również chciał uratować szefa Yorozuyji ale nie w taki sposób. Nie chciał by walczyli.
-Nie możemy z Nim walczyć!-krzyknął.
-Nie znasz jego prawdziwej siły. Pewnie nigdy jeszcze nie walczył przy was na całego. On jest maszyną do zabijania podobnie jak i my-Shinsengumi, z tą różnicą że jest silniejszy. Teraz gdy nad sobą nie panuję, zabiłby nas w sekundę jeśli nie będziemy czujni.-odpowiedział mu Toshiro.
-Ale...-chciał zaprotestować okularnik ale przerwał mu Demoniczny Wicedowódca.
-Idź do tej dziewczyny i pilnuj żeby się nie wtrącała.
-No dobrze...-zgodził się i podbiegł do trzęsącej się Kagury.
-Hej, a gdzie podziała się tamta kobieta?-spytał Soguo przyłączając się do bitwy.
-Całkiem o niej zapomniałem...Pewnie już zwiała, cholera!-powiedział Kondo.
-Hej Kagura-chan? Co się stało?-spytał frajer.
-To n-n-n-nic...tylko t-t-t-tak jakoś mi z-z-z-zimno.
-Hmy? Przecież jest tu ciepło...może to przez Twoje rany i przez tą maszynę, o której mówiłaś?
-Może...
-Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.-pocieszał ją, chociaż jemu samemu przydałoby się jakieś dobre słowo. Widział jak niebieskooka patrzy ze smutkiem na pokrytego krwią Gintokiego.
-Shinpachi...?-spytała
-Tak?
-Wydaje mi się, że moja parasolka została koło tej maszyny...możesz jej poszukać dla mnie?-to co powiedziała było prawdą lecz nie powiedziała tego by ją odzyskać. Chciała żeby okularnik spuścił z niej wzrok i odsunął się.
-Dobrze-poszedł po przedmiot.
Kiedy był już wystarczającą daleko, Kagura podbiegła do Gintokiego. To co zobaczyła sprawiło, że spłynęła jej łza po policzku. Wszyscy oprócz opętanego byli wyczerpani i ranni, podczas gdy dewiant oprócz drobnych zadrapań i ran poniesionych przez tamtą kobietę trzymał się zadziwiająco dobrze. Jej smutek rozpoczął się dopiero wtedy, gdy Okita atakując Sakatę wbił swój miecz w jego otwartą dłoń którą się zasłaniał. Gdy chciał wyciągnąć broń, srebrnowłosy zranioną rękę zacisnął na stali nie pozwalając jej wyciągnąć, po czym wbił swój bokutou w jego brzuch. Na domiar złego zamiast go wyciągnąć, przekręcał go w ranie raniąc go jeszcze bardziej. Kagura nie mogła w to uwierzyć. Człowiek który jest dla niej jak drugi ojciec i chłopak do którego coś czuję, walczą ze sobą i to w taki sposób.
Soguo z całej siły wyjął swój miecz i przeciął nim klatkę piersiową opętanego. Gintoki kopnął go w brzuch i wyjął swoją broń, po czym zadał cios bokutou prosto w twarz brązowowłosego. Okita nie pozostał dłużny i wymierzył atak w jego bark. Gin mocno krwawił ze wszystkich swoich ran, podobnie jak jego przeciwnik. Czerwonooki złapał się za ramię i oblizał swój miecz brudny od krwi chłopaka.
Hijikata chciał skorzystać z okazji i zaatakować, ale drogę zastąpił mu Soguo dając do zrozumienia, że to jego walka. Czarnowłosy zrozumiał i odsunął się.
Sadysta zaczął zasypywać gradem ciosów Gintokiego raniąc go. Kiedy już miał zadać ostateczny cios w serce, bezsilnemu chwilowo samurajowi, Kagura złapała miecz Okity raniąc sobie palce i kopnęła go tak, że odsunął się na półtora metra.
-Co ty wyprawiasz chińska dziewczyno?!
-Nie miałeś go zabijać a mu pomóc!-odpowiedziała.
-Pomagam. Wiesz czemu odważył się przyjąć tego ducha? Bo wierzył w nas. Wierzył, że ktoś go powstrzyma. On dobrze wiedział, że to oznacza śmierć. Uszanuj Jego wolę.
Rudowłosa odwróciła się do niego plecami i uderzyła srebrnowłosego w twarz. Zaczęła bić go w brzuch krzycząc:
-Obudź się głupku! Śmierdzący leniu! Czemu to zrobiłeś? Obudź się! Obudź proszę...-zaczęła płakać. Nie używała całej siły ale jego twarz zrobiła się sina a z jego uśmiechniętych ust płynęła krew. Zamknęła oczy i zwiesiła głowę waląc go w pierś, opierając się czołem o jego klatkę.
-Głupku...
Gintoki złapał ją za włosy i podciągnął do góry. Chciał ją uderzyć ale zaatakowali go gliniarze. Z łatwością uniknął ich ataku i z wielką siłą zaatakował. Jego ruchy były chaotyczne ale skuteczne. Zanim się zorientowali leżeli powaleni na podłodze. Jego ciosy były tak potężne, że nie mogli się podnieść ani nawet ruszyć palcem. Opętany nadal trzymając Kagurę za włosy, przyłożył do jej policzka prawdziwą katanę, którą ukradł od Kondo.
-Co by tu najpierw odciąć? Może noś? Albo ucho...a może palce?-powiedział przykładając ostrze do poszczególnych części ciała dziewczyny. Naciął jej delikatnie gardło i zlizał krew z broni. Uderzył ją w bok rękojeścią ze śmiechem. Kagura zaczęła kaszleć, a uczucie zimna powróciło.
-Proszę Gin-chan...ocknij się.-mówiła.
Gintoki puścił ją i złapał za podbródek mówiąc:
-Zabić cię? Czy nie zabić? Ja mam chyba na co innego ochotę...
Pchnął ją tak, że upadła na podłogę. Czerwonooki kucnął i pochylił się nad nią. Złapał ją za nadgarstki lewą ręką a prawą opierał się o podłogę. Dziewczyna leżała i patrzyła przerażona na Sakatę, ze strachem w oczach. Gin uklęknął nad nią tak, że znajdowała się między jego kolanami. Prawą rękę położył na jej brzuchu a niebieskooka spytała:
-Co robisz...?-bała się że chcę zrobić to o czym ona myśli.
-Mam takie ciało pierwszy raz od dłuuugiego czasu i chcę się zabawić.-powiedział spokojnie a jego uśmiech zniknął.
Wsunął rękę pod jej 'spódniczkę' ale nie zdążył zrobić nic więcej bo Shinpachi kopnął czerwonookiego w bok. Sakata wstał i powiedział:
-Jak możesz Shinpachi-kun? Jesteś okrutny.
-Cicho bądź! Oddaj nam prawdziwego Gin-sana!-krzyknął
Okularnik podniósł z ziemi drewniany miecz, który srebrnowłosy wyrzucił gdy ukradł prawdziwy od Kondo i wymierzył nim w samuraja. Ten targnął się na życie czarnowłosego. Frajer ledwo zablokował atak i niepewnie zadał cios. Atakował i atakował ale Gin nie musiał nawet używać broni by unikać ostrza. Mężczyzna walnął w twarz chłopaka lewą pięścią i zaczął się śmiać.
-Jak to możliwe, że taki silny człowiek zadawał się z takimi słabymi dzieciakami jak wy!
Brązowookiemu połamały się okulary i spadły mu z nosa przez co nie widział wyraźnie.
-Niee! Shinpachi połamałeś się! I co teraz?-krzyczałą Kagura
-To moje okulary a nie ja! Czy chociaż w takiej poważnej sytuacji mogłabyś spróbować być poważna?!
-Haha...-zaśmiał się Gin. Ale nie był to śmiech demona tylko prawdziwego Gintokiego.
Oboje spojrzeli na swojego szefa ale nadzieja od razu zniknęła bo Sakata złapał Shinpachiego za włosy i kopnął go kolanem w brzuch a kiedy ten schylił się z bólu, kopnął go w twarz. Potem przeciął mu nogę mieczem tak, że upadł. Zaczął kopać go po plecach i głowie. Kagura widząc to szybko wstała i złapała Gina za ramię i odciągnęła go z całej siły. Srebrny szybkim ruchem przebił jej bok i zachichotał.
-Proszę...-przytuliła go i wyszeptała mu do ucha.
Nagle coś pękło w czerwonookim. Po policzku spłynęła mu łza a ręce zaczęły się trząść. Niebieskooka zauważyła to i pogładziła go po głowie. Sakata wyciągnął miecz z rany i wyrzucił go. Spojrzał na swoje brudne od krwi ręce i zakrył nimi twarz trzęsąc się i odsuwając od dziewczyny. Spojrzał na nią jeszcze raz zza palców i uciekł. Wykorzystał nadludzką siłę demona i wskoczył na dach robiąc dziurę w suficie. Usłyszeli dziwny śmiech jakiejś kobiety. Powiedziała:
-Za 4 dni demon całkowicie się odrodzi hahaha! Zginiecie wszyscy!
Nikt jej nie widział. Kagura pomogła podnieść się okularnikowi a kiedy już doszedł w miarę do siebie pomogli pozbierać się Shinsengumi. Mocno ranni i poobijani podeszli do Yamazakiego, który leżał ledwo żywy. Potrzebował natychmiastowej opieki medycznej. Kondo złapał go za ręce i zarzucił na plecy. W milczeniu wyszli z budynku drogą, którą wcześniej oznakował Hijikata by móc wrócić do wyjścia. Nie mieli problemu ze strażą ponieważ Zura i Elizabeth się z nimi rozprawili i poszli gdzieś bez słowa. Po opuszczeniu budynku Shinpachi powiedział:
-Gin-san odzyskał świadomość 2 razy na chwilę. To może oznaczać, że jeszcze możemy Go uratować. Mamy 4 dni według tego co mówiła ta kobieta.
-Pewnie masz rację. Spróbujemy odnaleźć kryjówkę w której się teraz znajduje. Wy wyleczcie rany i odpocznijcie. Shinsengumi się tym zajmie.-odpowiedział Kondo.
-Dobrze, dziękujemy.
Razem poszli do najbliższego szpitala gdzie opatrzono im rany a Yamazakiego wzięto na blok operacyjny. Gdy wszyscy otrzymali pomoc medyczną, lekarze kazali im zostać na noc w szpitalu ale oni nie posłuchali i uciekli. Kagura i Shinpachi poszli do domu Gintokiego i dopiero teraz rudowłosa odezwała się:
-Skąd się tam wzięliście?
-Ja i Katsura-san szukaliśmy Ciebie i Gin-sana kiedy nagle zauważyliśmy jakieś dziwne postacie na drugim końcu korytarza. Gdy podeszli bliżej nas usłyszeliśmy dziwne stukanie. Okazało się, że to był odgłos stukania tabliczki Elizabeth-san. Razem z Nią było też Shinsengumi. Elizabeth-san sprowadziła ich by nam pomogli. Znaleźliśmy was po czyichś krzykach. Nawet nie wiesz jak się zdziwiłem gdy zorientowałem się, że nikt nie goni Katsury-san a on nie ucieka! Zawsze byli jak mysz i kot a tera...
-Shinpachi.-powiedziała poważnym głosem Kagura.
-Tak?
-Jutro wyruszamy na poszukiwania.
-Tak!



Gdy Shinsengumi doszli już na miejsce Soguo powiedział:
-I co teraz? Trzeba będzie znaleść szefa prawda?
-Cholerna racja.-odpowiedział Kondo.